sobota, 27 października 2012

Rozdział siódmy


Ciepły, letni wiatr, wpadający do pokoju przez otwarte na oścież okno, delikatnie owiewał półnagie ciało Alison. Dziewczyna stała w samej bieliźnie przed ogromnym lustrem. Z jej oczu spływały słone zły. Z ogromnym cierpieniem patrzyła na swoje odbicie w zwierciadle. Na żebrach i brzuchu miała liczne rany i siniaki. Ręce i nogi były praktycznie całe sine, a śliwa pod lewym okiem dopełniała całego, makabrycznego wyrazu. Można by powiedzieć, że praktycznie całe ciało miała okaleczone, co wiązało się z nieopisanym bólem.
Blondynka postanowiła sobie, że nie zostawi tej sprawy. Dylan pożałuje, że w ogóle wszedł jej w drogę, a już na pewno za to zapłaci. Nie mogła uwierzyć, że kilka miesięcy wstecz była w nim zakochana po uszy.
Niebieskooka starała się ukryć obrażenia przed rodziną, ale wiedziała, że wszystko prędzej czy później wyjdzie na jaw. Wiedziała, że nie powinna udawać, że wszystko jest w porządku, bo nie było. Czuła, że kiedyś straci panowanie nad sobą i zrobi coś naprawdę głupiego.  
Alison otarła łzy wierzchem dłoni i podeszła do szafy. Z jej dna wyciągnęła szarą, za dużą bluzę po jej bracie, oraz czarne dresy. Włosy związała w luźną kitkę, po czym skierowała się na dół do kuchni.
Był poranek, koło dziewiątej rano, więc mama i tata powinni już dawno być w pracy. Oboje pracowali w pocie czoła, by zapewnić jak najlepsze życie córce. Najwyraźniej im to wychodziło, szkoda jednak, że praktycznie nie bywali w domu. Jedyną osobą, która spędza z nią czas jest gosposia Jassie. On pierze, prasuje, sprząta, robi śniadania, obiady kolacje. Praktycznie w domu Ethanów jest cały dzień. Wraca tylko do siebie na noc, po czym na drugi dzień rano, o szóstej jest już tutaj.
Schodząc z ostatniego schodka marmurowych schodów usłyszała dobrze znany jej głos. Wydawać by się mogło, że należał do jej matki. Szybko zsunęła gumkę z włosów i zarzuciła je na twarz, by ukryć ogromnego siniaka pod okiem.
Przy stole w kuchni siedziała rozmawiając przez telefon mama. Nie była ubrana, jak zawsze, w elegancką, ołówkową spódnicę, białą koszulę i marynarkę. Tym razem miała na sobie dres. Zdziwioło to niebieskooką. Przecież jej rodzicielka już dawno powinna siedzieć za biurkiem i przekładać papiery z jednego miejsca na drugie.
Alison nie łapiąc kontaktu wzrokowego z kobietą od razu otworzyła drzwi ogromnej lodówki i zajrzała do niej. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Powiedzieć o wszystkim, co się wczoraj wydarzyło, czy skłamać, że przy sprzątaniu pokoju potknęła się i uderzyła o szafkę? Kiedyś na pewno się dowiedzą, co zdarzyło się wczorajszego, feralnego wieczoru. Bez pomocy rodziców nie da nauczki Dylanowi.
Uświadomiła sobie, że jak zbyt długo będzie lustrować wzrokiem lodówkę, wyda się to podejrzane. Wyciągnęła z niej pierwszą rzecz, która dostała jej się w ręce, czyli mleko i postawiła na blacie, stojąc tyłem do rodzicielki. Kiedy blondynka usłyszała, że matka kończy rozmowę z rozmówcą jej serce zabiło kilka razy szybciej.
- Witaj kochanie – powiedziała wesołym głosem kobieta.
Alison nadal stojąc tyłem do brunetki przełknęła głośno ślinę. Morgan wstała i ruszyła w kierunku córki.
- Cześć mamo – rzuciła pośpiesznie. Dziewczyna wyciągnęła z szafki przed nią paczkę płatek kukurydzianych, nasypała do wyciągniętej przed chwilą miski, dolała mleka, po czym ujęła naczynie w dłonie i skierowała się ku schodom.
- Alison! – Zawołała. – Zaczekaj.
Blondynka mimowolnie obróciła się na pięcie i rzuciła mamie pytające spojrzenie.
Kobieta była na tyle daleko, że nie odróżniła barw, jakie „zdobiły” twarz małolaty. W końcu kuchnia była duża. Jak wszystko inne w tym domu.
- Wzięłam sobie dzisiaj wolne – oznajmiła Morgan. – I załatwiłam nam właśnie dwa karnety do Spa.
Alison przewróciła oczami. Zawsze tak było. Raz na pół roku matka miała wyrzuty sumienia, że nie spędza wystarczająco czasu z córką i wykupywała kilka godzin w Spa. Nie obchodziło ją, że córka ma inne plany, albo po prostu nie chce iść. Wtedy był akurat ten dzień i nie mogło być inaczej.
- Mamo, przepraszam, ale nie mogę dzisiaj – rzuciła.
Kobiecie wyraźnie zrzedła mina. Mimo, iż stała na drugim końcu pomieszczenia widać było smutek na jej twarzy, aż dziwne, że ta nie zauważyła siniaka na twarzy Alison.
- Wszystko już załatwione, nie mogę teraz wszystkiego odkręcić – wzięła córkę na litość.
Blondynka przetarła palcami skroń.
- Nie możesz wziąć jednej z tych twoich przyjaciółek? – Zapytała blondynka.
Tym razem Morgan przewróciła teatralnie oczami.
- No nie bądź uparta – zaśmiała się. – Idziemy i koniec.
Alison zauważyła, że mama idzie w jej kierunku. Obróciła się szybko, po czym poczuła delikatne uderzenie w ramie. Byłoby wszystko dobrze, gdyby nie fakt, że i bez tego niemiłosiernie bolało ją to miejsce.
- Szykuj się, za pół godziny wychodzimy. – Rzuciła w jej kierunku Morgan, po czym zniknęła na górze.
Blondynka wypuściła głośno powietrze z ust, po czym powędrowała śladami matki ku górnej części domu. Nie mogła iść do tego Spa. Robi się tam masarze, pielęgnuje stopy. Praktycznie cały czas jest się w samej bieliźnie. Alison nie mogła pokazać się publicznie z posiniaczonym ciałem, tym bardziej matce. Kochała ją bezgranicznie i kiedyś wręcz uwielbiała te ich wspólne dni. Ale dlaczego musiał on wypaść akurat dzisiaj? Morgan akurat brała prysznic. Dziewczyna weszła do łazienki i usiadła na klapie od sedesu. Wiedziała, że teraz nie musi się krępować i zakrywać twarz. Mama była zajęta sobą, poza tym, była za zamgloną szybą.
- Mamo, naprawdę nie mogę z tobą dzisiaj iść – powiedziała półkrzykiem, by zagłuszyć dźwięk prysznica.
- Ależ kochanie, ja, kiedy indziej nie mogę – odpowiedziała Morgan równie głośno.
Alison westchnęła głośno. 
- Mogłaś mnie wcześniej uprzedzić, zmieniałbym wtedy plany i dzień bym miała cały dla ciebie – starała się zabrzmieć wesoło.
- No dobrze, wezmę ze sobą Jessicę – odparła mama.
Blondynkę przepełniła radość. W końcu udało jej się przekonać mamę, żeby zmieniła termin. Była naprawdę z siebie dumna.
- Kocham cię – rzuciła, po czym wyszła uparowanej łazienki.
*
Justin obserwował ogród przez ciemne okulary. Wszystko teraz wydawało się puste. Bez gromadki dzieci dom był nudny. Praktycznie nic się nie działo. Bieber zawsze był budzony odgłosami z salonu, bądź ogrodu. Tym razem obudziła go przejeżdżająca ciężarówka. Szczerze powiedziawszy, wolał już, gdy budziło go irytujące, a za razem kochane rodzeństwo.
Chłopak kończąc papierosa wyciągnął z kieszeni telefon, po czym książce telefonicznej odnalazł numer Christiana. Po kilku sygnałach usłyszał głos przyjaciela.
- Co jest? – Zapytał Christian.
- Cooo robisz? – Rzucił Justin przeciągając listerę „o”.
W słuchawce usłyszał śmiech chłopaka.
- Zaraz będę – oznajmił Chris, po czym się rozłączył.
Bieber był wyraźnie zaskoczony, że przyjaciel wiedział, w jakiej sprawie dzwonił.  Jego życie było puste bez tak pozytywnej osoby, jaką jest Beadles.
Nie minęło piętnaście minut, a Christian był już pod drzwiami Bieberów. Chłopak z uśmiechem na twarzy zaprosił przyjaciela do domu, po czym oboje zasiedli na kanapie w salonie.
- To, co robimy? – Zapytał po chwili znudzony brunet.
Christian podrapał się zabawnie po głowie, po czym wybuchnął śmiechem. Justin był zaskoczony zachowaniem kolegi. W sumie, on zawsze się tak zachowywał. Oboje rzucili się w kierunku pilota, jednak Bieber był szybszy. Włączył plazmę, po czym odszukał jakieś kanały, gdy minął stację, na której puszczali bajki dla dzieci Christian wręcz nie posiadał się ze szczęścia.
Nagle w drzwiach wejściowych stanął Jeremy. Odrzucił walizki w kąt i nie zdejmując butów wszedł do dalszych pomieszczeń domu. Justin rzucił mu piorunujące spojrzenie, po czym wstał i ruszył w jego kierunku.
- Powiesz mi gdzie ty byłeś? – Zapytał zdenerwowany Kanadyjczyk. Mężczyzna w odpowiedzi zaśmiał się głośno. Teraz Justin był pewny, jego ojciec był pijany. Szatyn stwierdził, że szkoda mu czasu na głupią rozmowę z ojcem, z której i tak nic nie wyniknie. Zostawił Jeremiego samego sobie w kuchni, po czym zabierając ze sobą Christiana wyszedł.
*
Wiał silny wiatr, raz po raz niósł ze sobą delikatne drobinki piachu. Justin i Christian siedzieli na wydmach pijąc tanie wino w butelki. Oboje pustym wzrokiem wgapiali się w fale rozbijające się o brzeg. Żaden z nich nie śmiał przerwać ciszy. W końcu Justin odpuścił.
- Co to jest za idiota – wyrzucił z siebie. Christian posłał mu pytające spojrzenie, bo nie wiedział, o kogo chodzi. – Mówię o moim ojcu.
Chris zaśmiał się pod nosem, najwyraźniej z własnej głupoty. Zabrał butelkę czerwonego trunku od kumpla, po czym wlał w siebie dość sporą ilość niezbyt smacznej cieczy.
- Co z Alison? – Zapytał dość niepewnie.
Bieber zlustrował go spojrzeniem.
- A co ma być? Nie rozmawiam z nią – rzucił w odpowiedzi. Wbił wzrok w piasek.
Christian zerwał się na równe nogi.
- Patrz, o wilku mowa – zaśmiał się głośno. Oczy Justina przepełnił blask. Mimo, że był na nią wściekły, nadal nie przestał darzyć jej uczuciem. – No idź z nią pogadać. – Przyjaciel kopnął piasek, tak, aby obsypał on bruneta. Kanadyjczyk również wstał i popchnął chłopaka. Tamten runął na ziemię, na co Justin zaśmiał się pod nosem.
Szybkim krokiem ruszył w kierunku blondynki. Nie wyglądała ona jak zawsze. Ubrana była w dres, a jej twarz była jakaś inna. Jakby przekrwiona.
- Alison, zaczekaj! – Biebs krzyknął za dziewczyną, na co tamta obróciła się na pięcie. Wtem chłopak zamarł. Pod jej okiem widniał ogromny, fioletowy siniak. – Co u ciebie? – Zapytał ze sztucznym uśmiechem, nie dając po sobie poznać, że przeraził go widok jej twarzy.
Alison była wyraźnie zaskoczona. Nie sądziła, że po tym wszystkim, co sprawiła Justinowi, on nadal będzie chciał z nią rozmawiać.
- U mnie? Wszystko w porządku, jak zawsze – powiedziała z równie sztucznym akcentem, co brunet.
Chłopak przytulił ją do siebie, a po jego oku spłynęła pojedyncza łza. Otarł ją szybko. Nie chciał po sobie poznać, że nadal mu na niej ogromne zależy.
- Co się stało? – Zapytał drżącym głosem. Dziewczyna spojrzała na niego swoimi, pięknymi, niebieskimi oczyma przepełnionymi bólem.
- To był Dylan – powiedziała nie pewnie. Nie miała pewności czy dobrze robi, mówiąc o tym Justinowi. Pomimo ich krótkiej znajomości, wiedziała, że był impulsywny, działał pod wpływem chwili. Bieber zacisnął dłonie w pięści. W jego ciele skumulowała się złość. Nie chciał wybuchnął przy dziewczynie, na której mu zależało.
- Przepraszam cie, ale muszę iść – rzucił pośpiesznie, po czym ruszył w stronę wydmy.  Siedział tam jego przyjaciel. Nie obracał się, jednak wiedział, że Alison nadal tam stoi. To, co w tym momencie zrobił było najgłupszym posunięciem w całym jego życiu. Dlaczego ponownie jej nie przytulił do siebie i nie powiedział, że będzie dobrze? Dlaczego jej nie pocieszył, nie podtrzymał na duchu? Zachował się jak dupek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz