Ciepły,
letni wiatr, wpadający do pokoju przez otwarte na oścież okno, delikatnie
owiewał półnagie ciało Alison. Dziewczyna stała w samej bieliźnie przed
ogromnym lustrem. Z jej oczu spływały słone zły. Z ogromnym cierpieniem
patrzyła na swoje odbicie w zwierciadle. Na żebrach i brzuchu miała liczne rany
i siniaki. Ręce i nogi były praktycznie całe sine, a śliwa pod lewym okiem
dopełniała całego, makabrycznego wyrazu. Można by powiedzieć, że praktycznie
całe ciało miała okaleczone, co wiązało się z nieopisanym bólem.
Blondynka
postanowiła sobie, że nie zostawi tej sprawy. Dylan pożałuje, że w ogóle wszedł
jej w drogę, a już na pewno za to zapłaci. Nie mogła uwierzyć, że kilka
miesięcy wstecz była w nim zakochana po uszy.
Niebieskooka
starała się ukryć obrażenia przed rodziną, ale wiedziała, że wszystko prędzej
czy później wyjdzie na jaw. Wiedziała, że nie powinna udawać, że wszystko jest
w porządku, bo nie było. Czuła, że kiedyś straci panowanie nad sobą i zrobi coś
naprawdę głupiego.
Alison
otarła łzy wierzchem dłoni i podeszła do szafy. Z jej dna wyciągnęła szarą, za
dużą bluzę po jej bracie, oraz czarne dresy. Włosy związała w luźną kitkę, po
czym skierowała się na dół do kuchni.
Był poranek,
koło dziewiątej rano, więc mama i tata powinni już dawno być w pracy. Oboje
pracowali w pocie czoła, by zapewnić jak najlepsze życie córce. Najwyraźniej im
to wychodziło, szkoda jednak, że praktycznie nie bywali w domu. Jedyną osobą,
która spędza z nią czas jest gosposia Jassie. On pierze, prasuje, sprząta, robi
śniadania, obiady kolacje. Praktycznie w domu Ethanów jest cały dzień. Wraca
tylko do siebie na noc, po czym na drugi dzień rano, o szóstej jest już tutaj.
Schodząc z
ostatniego schodka marmurowych schodów usłyszała dobrze znany jej głos. Wydawać
by się mogło, że należał do jej matki. Szybko zsunęła gumkę z włosów i
zarzuciła je na twarz, by ukryć ogromnego siniaka pod okiem.
Przy stole w
kuchni siedziała rozmawiając przez telefon mama. Nie była ubrana, jak zawsze, w
elegancką, ołówkową spódnicę, białą koszulę i marynarkę. Tym razem miała na
sobie dres. Zdziwioło to niebieskooką. Przecież jej rodzicielka już dawno
powinna siedzieć za biurkiem i przekładać papiery z jednego miejsca na drugie.
Alison nie
łapiąc kontaktu wzrokowego z kobietą od razu otworzyła drzwi ogromnej lodówki i
zajrzała do niej. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Powiedzieć o wszystkim, co
się wczoraj wydarzyło, czy skłamać, że przy sprzątaniu pokoju potknęła się i
uderzyła o szafkę? Kiedyś na pewno się dowiedzą, co zdarzyło się wczorajszego,
feralnego wieczoru. Bez pomocy rodziców nie da nauczki Dylanowi.
Uświadomiła
sobie, że jak zbyt długo będzie lustrować wzrokiem lodówkę, wyda się to
podejrzane. Wyciągnęła z niej pierwszą rzecz, która dostała jej się w ręce,
czyli mleko i postawiła na blacie, stojąc tyłem do rodzicielki. Kiedy blondynka
usłyszała, że matka kończy rozmowę z rozmówcą jej serce zabiło kilka razy
szybciej.
- Witaj
kochanie – powiedziała wesołym głosem kobieta.
Alison nadal
stojąc tyłem do brunetki przełknęła głośno ślinę. Morgan wstała i ruszyła w
kierunku córki.
- Cześć mamo
– rzuciła pośpiesznie. Dziewczyna wyciągnęła z szafki przed nią paczkę płatek
kukurydzianych, nasypała do wyciągniętej przed chwilą miski, dolała mleka, po
czym ujęła naczynie w dłonie i skierowała się ku schodom.
- Alison! –
Zawołała. – Zaczekaj.
Blondynka
mimowolnie obróciła się na pięcie i rzuciła mamie pytające spojrzenie.
Kobieta była
na tyle daleko, że nie odróżniła barw, jakie „zdobiły” twarz małolaty. W końcu
kuchnia była duża. Jak wszystko inne w tym domu.
- Wzięłam
sobie dzisiaj wolne – oznajmiła Morgan. – I załatwiłam nam właśnie dwa karnety
do Spa.
Alison
przewróciła oczami. Zawsze tak było. Raz na pół roku matka miała wyrzuty
sumienia, że nie spędza wystarczająco czasu z córką i wykupywała kilka godzin w
Spa. Nie obchodziło ją, że córka ma inne plany, albo po prostu nie chce iść.
Wtedy był akurat ten dzień i nie mogło być inaczej.
- Mamo,
przepraszam, ale nie mogę dzisiaj – rzuciła.
Kobiecie
wyraźnie zrzedła mina. Mimo, iż stała na drugim końcu pomieszczenia widać było
smutek na jej twarzy, aż dziwne, że ta nie zauważyła siniaka na twarzy Alison.
- Wszystko
już załatwione, nie mogę teraz wszystkiego odkręcić – wzięła córkę na litość.
Blondynka
przetarła palcami skroń.
- Nie możesz
wziąć jednej z tych twoich przyjaciółek? – Zapytała blondynka.
Tym razem
Morgan przewróciła teatralnie oczami.
- No nie
bądź uparta – zaśmiała się. – Idziemy i koniec.
Alison
zauważyła, że mama idzie w jej kierunku. Obróciła się szybko, po czym poczuła
delikatne uderzenie w ramie. Byłoby wszystko dobrze, gdyby nie fakt, że i bez
tego niemiłosiernie bolało ją to miejsce.
- Szykuj
się, za pół godziny wychodzimy. – Rzuciła w jej kierunku Morgan, po czym
zniknęła na górze.
Blondynka
wypuściła głośno powietrze z ust, po czym powędrowała śladami matki ku górnej
części domu. Nie mogła iść do tego Spa. Robi się tam masarze, pielęgnuje stopy.
Praktycznie cały czas jest się w samej bieliźnie. Alison nie mogła pokazać się
publicznie z posiniaczonym ciałem, tym bardziej matce. Kochała ją bezgranicznie
i kiedyś wręcz uwielbiała te ich wspólne dni. Ale dlaczego musiał on wypaść
akurat dzisiaj? Morgan akurat brała prysznic. Dziewczyna weszła do łazienki i
usiadła na klapie od sedesu. Wiedziała, że teraz nie musi się krępować i
zakrywać twarz. Mama była zajęta sobą, poza tym, była za zamgloną szybą.
- Mamo,
naprawdę nie mogę z tobą dzisiaj iść – powiedziała półkrzykiem, by zagłuszyć
dźwięk prysznica.
- Ależ
kochanie, ja, kiedy indziej nie mogę – odpowiedziała Morgan równie głośno.
Alison
westchnęła głośno.
- Mogłaś
mnie wcześniej uprzedzić, zmieniałbym wtedy plany i dzień bym miała cały dla
ciebie – starała się zabrzmieć wesoło.
- No dobrze,
wezmę ze sobą Jessicę – odparła mama.
Blondynkę
przepełniła radość. W końcu udało jej się przekonać mamę, żeby zmieniła termin.
Była naprawdę z siebie dumna.
- Kocham cię
– rzuciła, po czym wyszła uparowanej łazienki.
*
Justin
obserwował ogród przez ciemne okulary. Wszystko teraz wydawało się puste. Bez
gromadki dzieci dom był nudny. Praktycznie nic się nie działo. Bieber zawsze
był budzony odgłosami z salonu, bądź ogrodu. Tym razem obudziła go
przejeżdżająca ciężarówka. Szczerze powiedziawszy, wolał już, gdy budziło go
irytujące, a za razem kochane rodzeństwo.
Chłopak
kończąc papierosa wyciągnął z kieszeni telefon, po czym książce telefonicznej odnalazł
numer Christiana. Po kilku sygnałach usłyszał głos przyjaciela.
- Co jest? –
Zapytał Christian.
- Cooo
robisz? – Rzucił Justin przeciągając listerę „o”.
W słuchawce
usłyszał śmiech chłopaka.
- Zaraz będę
– oznajmił Chris, po czym się rozłączył.
Bieber był
wyraźnie zaskoczony, że przyjaciel wiedział, w jakiej sprawie dzwonił. Jego życie było puste bez tak pozytywnej
osoby, jaką jest Beadles.
Nie minęło
piętnaście minut, a Christian był już pod drzwiami Bieberów. Chłopak z
uśmiechem na twarzy zaprosił przyjaciela do domu, po czym oboje zasiedli na
kanapie w salonie.
- To, co
robimy? – Zapytał po chwili znudzony brunet.
Christian
podrapał się zabawnie po głowie, po czym wybuchnął śmiechem. Justin był
zaskoczony zachowaniem kolegi. W sumie, on zawsze się tak zachowywał. Oboje
rzucili się w kierunku pilota, jednak Bieber był szybszy. Włączył plazmę, po
czym odszukał jakieś kanały, gdy minął stację, na której puszczali bajki dla
dzieci Christian wręcz nie posiadał się ze szczęścia.
Nagle w
drzwiach wejściowych stanął Jeremy. Odrzucił walizki w kąt i nie zdejmując
butów wszedł do dalszych pomieszczeń domu. Justin rzucił mu piorunujące
spojrzenie, po czym wstał i ruszył w jego kierunku.
- Powiesz mi
gdzie ty byłeś? – Zapytał zdenerwowany Kanadyjczyk. Mężczyzna w odpowiedzi
zaśmiał się głośno. Teraz Justin był pewny, jego ojciec był pijany. Szatyn
stwierdził, że szkoda mu czasu na głupią rozmowę z ojcem, z której i tak nic
nie wyniknie. Zostawił Jeremiego samego sobie w kuchni, po czym zabierając ze
sobą Christiana wyszedł.
*
Wiał silny
wiatr, raz po raz niósł ze sobą delikatne drobinki piachu. Justin i Christian
siedzieli na wydmach pijąc tanie wino w butelki. Oboje pustym wzrokiem wgapiali
się w fale rozbijające się o brzeg. Żaden z nich nie śmiał przerwać ciszy. W
końcu Justin odpuścił.
- Co to jest
za idiota – wyrzucił z siebie. Christian posłał mu pytające spojrzenie, bo nie
wiedział, o kogo chodzi. – Mówię o moim ojcu.
Chris
zaśmiał się pod nosem, najwyraźniej z własnej głupoty. Zabrał butelkę
czerwonego trunku od kumpla, po czym wlał w siebie dość sporą ilość niezbyt
smacznej cieczy.
- Co z
Alison? – Zapytał dość niepewnie.
Bieber
zlustrował go spojrzeniem.
- A co ma
być? Nie rozmawiam z nią – rzucił w odpowiedzi. Wbił wzrok w piasek.
Christian
zerwał się na równe nogi.
- Patrz, o
wilku mowa – zaśmiał się głośno. Oczy Justina przepełnił blask. Mimo, że był na
nią wściekły, nadal nie przestał darzyć jej uczuciem. – No idź z nią pogadać. –
Przyjaciel kopnął piasek, tak, aby obsypał on bruneta. Kanadyjczyk również
wstał i popchnął chłopaka. Tamten runął na ziemię, na co Justin zaśmiał się pod
nosem.
Szybkim
krokiem ruszył w kierunku blondynki. Nie wyglądała ona jak zawsze. Ubrana była
w dres, a jej twarz była jakaś inna. Jakby przekrwiona.
- Alison,
zaczekaj! – Biebs krzyknął za dziewczyną, na co tamta obróciła się na pięcie.
Wtem chłopak zamarł. Pod jej okiem widniał ogromny, fioletowy siniak. – Co u
ciebie? – Zapytał ze sztucznym uśmiechem, nie dając po sobie poznać, że
przeraził go widok jej twarzy.
Alison była
wyraźnie zaskoczona. Nie sądziła, że po tym wszystkim, co sprawiła Justinowi,
on nadal będzie chciał z nią rozmawiać.
- U mnie?
Wszystko w porządku, jak zawsze – powiedziała z równie sztucznym akcentem, co
brunet.
Chłopak
przytulił ją do siebie, a po jego oku spłynęła pojedyncza łza. Otarł ją szybko.
Nie chciał po sobie poznać, że nadal mu na niej ogromne zależy.
- Co się
stało? – Zapytał drżącym głosem. Dziewczyna spojrzała na niego swoimi,
pięknymi, niebieskimi oczyma przepełnionymi bólem.
- To był
Dylan – powiedziała nie pewnie. Nie miała pewności czy dobrze robi, mówiąc o
tym Justinowi. Pomimo ich krótkiej znajomości, wiedziała, że był impulsywny,
działał pod wpływem chwili. Bieber zacisnął dłonie w pięści. W jego ciele
skumulowała się złość. Nie chciał wybuchnął przy dziewczynie, na której mu
zależało.
-
Przepraszam cie, ale muszę iść – rzucił pośpiesznie, po czym ruszył w stronę
wydmy. Siedział tam jego przyjaciel. Nie
obracał się, jednak wiedział, że Alison nadal tam stoi. To, co w tym momencie
zrobił było najgłupszym posunięciem w całym jego życiu. Dlaczego ponownie jej
nie przytulił do siebie i nie powiedział, że będzie dobrze? Dlaczego jej nie
pocieszył, nie podtrzymał na duchu? Zachował się jak dupek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz