Wkładając do koszyka różne produkty spożywcze
spędził około godzinę w pobliskim supermarkecie. Niestety oprócz zwiędniętej
sałaty, starej zupy i twardego chleba niczego innego nie znalazł w kuchni.
Nienawidził wykonywać tej czynności, zawsze robiła to za niego mama. Jedynie od
czasu do czasu jej towarzyszył, jeśli miał w tym jakiś interes. Ostatnio bardzo
dużo się zmieniło. Może czas dorosnąć?
Po wyłożeniu wszystkiego na taśmę i skasowaniu
przez kasjerkę, Justin przy pomocy małej harcerki zapakował wszystkie artykuły
do papierowych torb i na odchodne wrzucając kilka dolarów do puszki skierował
się w stronę automatycznych drzwi. Sam kiedyś był harcerzem. To właśnie tam
poznał swojego przyjaciela Ryana. Jak się potem okazało, trafili do jednej
klasy w szkole podstawowej, siedzieli razem w ławce, spędzali przerwy i zaprzyjaźnili
się.
Wrzucił torby do bagażnika czarnego Chevroleta i z
uśmiechem na twarzy zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik, zapiął pas i
wyruszył ku dzielnicy, przy której stał jego dom. Po około 15 minutach wjechał
autem do garażu i razem z wszystkimi paczkami przez małe drzwi w pomieszczeniu wszedł
do mieszkania. Szare siatki ustawił na kuchennym blacie, po czym zabrał się za
wypakowywanie zakupów.
Burczenie w żołądku nie dawało mu spokoju, nie mógł
wytrzymać i odgryzł kawałek kabanosa kupionego chwilę temu w sklepie. Wypuścił
głośno powietrze z ust, po czym zabrał się za konsumowanie reszty smakołyków,
za które zapłacił. Nie minęło dużo czasu, a z wszystkich zakupów, które
przywiózł do domu Justin została tylko część.
Ojciec wyjechał zostawiając mu pieniądze. Nie
obchodziło go, dokąd i dlaczego, ważne, że w końcu dał mu spokój. Po ostatniej
rozmowie nie miał ochoty na niego nawet patrzeć. Cieszył się, że w tym momencie
Jeremy nie wytapia przy nim smutków w alkoholu, ani, że na siłę chce spędzić z
nim czas. Kiedy Pattie wysłała go tutaj, myślał, że będzie to naprawdę ciekawe
doświadczenie, zabawa. Jednak się mylił. Wyszło zupełnie inaczej niż to sobie
wyobrażał. Przeprowadził się do ojca, który założył po raz drugi rodzinę.
Wydawać by się mogło, że niczego więcej mu do szczęścia nie jest potrzebne. A
jednak. Zapragnął romansu. Tylko szkoda, że z matką swojego pierworodnego syna,
z którą rozwiódł się 15 lat temu. Przecież miał kochającą żonę, dwójkę małych
dzieci, dobrą pracę. Czyżby kryzys wieku średniego? Chciał się na siłę
odmłodzić? Pokazać, że nie boi się starości i potrafi się jej przeciwstawić?
Widocznie przeliczył swoje siły. Całe to zajście podcięło mu skrzydła i z wielkich
hukiem opadł na ziemię, którą inni przywykli nazywać rzeczywistością.
Z pełnym brzuchem zajął miejsce na kanapie i wątłym
ruchem ręki wziął pilota, po czym odszukał jakiegoś dobrego filmu na jednym z
tysięcy programów. Po dłuższej chwili w końcu znalazł coś, co go zadowoliło.
Odłożył narzędzie na ławę, po czym zagłębił się w seansie.
*
Ze snu wyrwał go dźwięk dzwonka do drzwi. Niechętnie
wstał z kanapy i skierował się w stronę wejścia do domu. Po drodze przeczesał
dłonią włosy i odetchnął głęboko. W progu stała Alison. Siniak na jej twarzy
pomału zaczynał schodzić, ale mimo to była smutna. Ubrana była w ten sam dres,
co wtedy na plaży, a włosy miała spięte w luźnego koka.
- Cześć – rzucił na przywitanie, po czym ruchem
ręki zaprosił blondynkę do środka.
Alison wykonała polecenie chłopaka i stanęła przed
nim zakładając ręce na piersi.
- Justin musimy porozmawiać – oznajmiła z dziwnym
wyrazem na twarzy. Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem.
Bieber zajął miejsce na jednej z kanap w salonie,
niebieskooka podążyła za nim. Usiadła naprzeciwko i wbiła swój wzrok w jego
czekoladowe tęczówki.
- Słucham cię – powiedział z nutą przerażenia w
głosie. Nie wiedział, czego miałby się spodziewać. Nagle do oczy dziewczyny
zaczęły napływać słone łzy i momentalnie coś w niej pękło. Schowała twarz w
dłonie raz po raz szlochając. Justin usiadł koło niej, przytulając mocno do
siebie. – Co się stało? – Starał się przyjąć jak najłagodniejszą barwę głosu.
Alison podniosła wzrok na chłopaka. Jej oczy
przepełnione były bólem, którego nie dało się opisać. Jedyne, co przychodziło w
tym momencie mu na myśl to śmierć kogoś bliskiego. Może być coś gorszego od
tego?
- Jestem w ciąży - wydusiła, po czym zaniosła się
płaczem. Bieber nie wiedział, co powiedzieć. Poczuł jak zalewa go fala gorąca i
rozprzestrzenia się po jego ciele z ogromną prędkością.
- Ale chyba nie ze mną – zaśmiał się nerwowo. Nie
chciał pokazać jej, że go to bawi. Wcale go to nie bawiło. Zrobił to
mimowolnie.
Dziewczyna spojrzała na niego piorunującym spojrzeniem.
Mimo płaczu i smutku, jaki ją ogarniał, chciała go w tym momencie zabić.
- Jasne, że z tobą. – W tym momencie Bieber dostał
oświecenia. Przypomniał mu się pewien aspekt jego krótkiego, a jakże
intensywnego życia. Mianowicie dzień, w którym poznał Alison.
Był to początek wakacji, kilka dni po tym jak po
raz kolejny wylądował na komisariacie pod wpływem alkoholu. Pattie miała już
dość wszelkich wybryków syna, więc postanowiła odesłać go do ojca. Mimo
wszelkich próśb nie uległa i postawiła na swoim. Pierwszy raz w życiu.
Kanadyjczyk przeprowadził się do Kalifornii i od razu postanowił odreagować
wszelkie stresy, więc udał się na imprezę na plaży. Tam w tłumie wypatrzył ją.
Ubrana była w białą zwiewną sukienkę, a włosy powiewały na wietrze. Tak
zachwycał się jej urodą, że zgubił ją w tłumie. Po spożyciu dość sporej ilości
alkoholu usiadł na wydmie gdzie dołączyła do niego Alison. Skierowali się na
parkiet, po czym udali do jednej z toalet w BeachBarze. I wtedy to się stało.
Głupio czuł się z faktem, że zapomniał tak ważnej chwili dla ich obojga. Czy
naprawdę seks z przypadkową osobą można nazwać ważną chwilą?
Z zamyślenia wyrwało go trzaśnięcie drzwiami.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu towarzyszki, jednak jej nie znalazł.
Wybiegł przed dom i ponownie starał się objąć spojrzeniem okolicę w poszukiwaniu
blondynki. Jego oczom ukazała się jej szczupła sylwetka, stanął przed nią i
przytulił mocno do siebie, po czym pocałował czule w czoło. Targały nim
nieopisane emocje.
- Razem damy radę, obiecuję – powiedział szeptem
uśmiechając się półgębkiem.
Zauważył, że Alison również się uśmiechnęła. Ten
gest podniósł go trochę na duchu. Nie wyobrażał sobie, że mógł powiedzieć teraz
inaczej. Dziecko nosiło jego geny i chcąc nie chcąc zawsze będzie jego ojcem.
Wolał być przy Alison w najtrudniejszych chwilach jej życia, niż obrócić się na
pięcie i powiedzieć „nie mój interes, baw się dobrze”. Mimo, że uchodził za
drania i niewychowane dziecko, nie miał czelności wypowiedzieć czegoś tego
typu. Narozrabiał i musiał podołać określonemu mu zadaniu. Nawet, jeśli
wiązałoby się to z przykrymi konsekwencjami. Kochał ją ponad życie i chciał
spędzić z nią resztę życia. Nie wiedział jednak, że ta „reszta życia” nadejdzie
tak niespodziewanie szybko. Jeszcze żadnej dziewczynie, nie wyznał miłości.
Żadna z tych, z którymi się spotykał nie była warta więcej niż jedna noc. Czuł
z Alison pewną więź, której nigdy wcześniej nie doświadczył. Czy właśnie tak
objawiała się miłość? Nawet nie myślał, że za kilka miesięcy na świat przyjdzie
jego potomek. Bycie młodym rodzicem to nie lada wyzwanie. Owszem, jest matka i
ojciec, którzy zawsze służą pomocą, ale czy będą z nimi zawsze? W końcu trzeba wynająć
mieszkanie, znaleźć pracę, zapracować na wszystkie wydatki związane z rodziną.
Takie zobowiązanie osiadło na barkach Justina. Czy temu podoła? Na pewno zrobi
wszystko, aby Alison i ich dziecku nic się nie stało. Chciał być odpowiedzialny
i chce w końcu pokazać światu, że wcale nie jest taki, jak łatka, która
przylepiono mu wcześniej. Wyjazd do Kalifornii zmienił go. Mimo, że nie spędził
tutaj dużo czasu, chciał tu zostać i właśnie tutaj wyobrażał sobie swoją
przyszłość. Mimo, że w Kanadzie ma przyjaciół i resztę rodziny, wiedział, że
nawet, jeśli wyszedłby z propozycją zaczęcia życia od nowa, w Kanadzie, Alison
nie zgodziłaby się. Chciał dla niej jak najlepiej, nawet, jeśli wiązałoby się
to z poświęceniami. Czy fakt, że zrobiłby dla niej wszystko jakoś plusuje w jej
oczach?
- Kocham cię – powiedział, po czym zatopił w jej
ustach swoje malinowe wargi. Dziewczyna automatycznie odwzajemniła namiętnie
pocałunek, po czym spojrzała głęboko w oczy Justinowi.
- Ja ciebie również – uśmiechnęła się niepewnie, po
czym zatopiła się w silnych barkach Kanadyjczyka.
*
Alison leżała wraz z Justinem na kanapie opierając
głowę o jego tors. W tle rozbrzmiewała spokojna melodia piosenki jednej z płyt
The Beadles. Więcej im do szczęścia nie było potrzebne, ważne, że mieli siebie.
Błogą ciszę przerwał dzwonek telefonu. Brunet
sięgnął po aparat do prawej, przedniej kieszeni spodni i spojrzał na
wyświetlacz. Ukazany był jakiś nieznany numer. Bieber nacisnął zielony guzik na
swoim BlackBerry i przyłożył gadżet do ucha.
- Przepraszam, że dzwonię o tak później porze –
usłyszał damski głos. – Czy to Justin Bieber? – Zapytała kobieta po drugiej
stronie.
- Tak, a kto mówi? – Zadał niepewnie pytanie. Nie
wiedział, czy ma dalej zagłębiać się w rozmowę.
- Pracuję w szpitalu w Stratford, chodzi o pańską
matkę – oznajmiła. Justin rzucił w stronę Alison puste spojrzenie, a jego oczach
zakręciły się łzy.
- Dlaczego dzwoni pani akurat do mnie? – Zapytał
łamiącym się głosem. W odpowiedzi usłyszał kilka zdań, jednak był na tyle
oszołomiony całą tą sytuacją, że nie dotarły one do niego. Jak się okazało jego
mama trafiła do szpitala. Miała wypadek? Może ktoś ją potrącił? Może po prostu
się przewróciła i złamała rękę. Gdyby tak było nie dzwoniliby do niego, tylko
do babci, albo dziadka, przecież mieszkają bliżej. W każdym bądź razie musiał
tam pojechać, natychmiast. – Już jadę – rzucił prędko, po czym się rozłączył.
Stał wpatrzony w Alison. Jego oczy przepełniały
słone łzy. Jedyne, co przychodziło mu w tym momencie przez myśl to, że chciał
być teraz przy Pattie. Chciał trzymać ją za rękę i podczytywać na duchu dobrym
słowem, w które sam próbował uwierzyć. Miał wrażenie, że zaraz coś w nim pęknie
i rozpłacze się jak dziecko.
- Co się stało? – Zapytała blondynka podchodząc do
Justina przytulając go mocno.
W tym momencie szatyna zalała fala gorąca. Wybuchnął
płaczem. Nie chciał okazać, że emocje wzięły górę, więc otarł szybko łzy i
spojrzał na dziewczynę.
- Odwiozę cię do domu, muszę jechać do Stratford –
oznajmił, po czym szybkim krokiem skierował się ku drzwiom wyjściowym. Splótł
dłoń z dłonią Alison, następnie oboje podążyli do garażu. Nie puszczając
uścisku dojechali w ciszy pod bramę posesji Ethanów.
- Zawsze jestem z tobą – wyszeptała do ucha
Justinowi, po czym pocałowała go w policzek i wyszła z czarnego Camaro. Justin
wziął głęboki wdech, a następnie wrzucił wsteczny bieg i odjechał.
Był wieczór, około godziny dziesiątej, termometr w
samochodzie pokazywał piętnaście stopni Celsjusza. Kalifornia w dzień była
parna i duszna, natomiast w nocy rtęć w termometrze diametralnie spadała w dół.
Można było wtedy odetchnął świeżym, chłodnym powietrzem, które automatycznie
orzeźwiało ciało i umysł.
Kanadyjczyk uchylił szybkę, a ze schowka w
podłokietniku wyciągnął paczkę czerwonych Marlboro. Do samochodu wleciało zimne
powietrze, które delikatnie osuszyło wilgotne od łez policzki chłopaka. Po odpaleniu
papierosa zaciągnął się tytoniem, po czym przez szparę w oknie wypuścił strugę
szarego dymu. Uwielbiał to uczucie, kiedy w płucach czuł przyjemne drapanie.
Droga dłużyła się niemiłosiernie. Oczy Justina same
się zamykały, jednak wiedział, że musi dojechać do Stratford, jeszcze tej nocy.
Światła na autostradzie, co jakiś czas biły po źrenicach, co skutecznie
wybudzało bruneta z chwilowej słabości. Obrał sobie cel i dążył do niego. Nie
mógł zawieść własnej matki, która go potrzebuje.
Mijały kolejne godziny i z minuty na minutę zbliżał
się do swojego rodzinnego miasta. Nazajutrz około godziny ósmej rano Bieber
zaparkował czarnego Chevroleta na szpitalnym parkingu, po czym pośpiesznie
wszedł do budynku. Wzrokiem odnalazł recepcję i podbiegł do siedzącej za
biurkiem starszej kobiety.
- Jestem Justin Bieber – rzucił prędko. – Wezwano
mnie tutaj do Pattie Bieber, to moja matka. – Wbił wzrok z kobietę z nadzieją
na dobra odpowiedzieć. Kobieta przewertowała kartki w swoim notesie, po czym
uniosła wzrok znad okularów.
- Czwarte piętro, winda po lewej – oznajmiła
oschło. Justin bez słowa ruszył w wyznaczone miejsce.
Gdy winda jechała w górę, Bieber miał wrażenie,
jakby mijały godziny. Gdy w końcu zatrzymała się na feralnym, czwartym piętrze
i wyskoczył jak oparzony. Znalazł się naprzeciwko, podobnego kontuaru, co na
parterze, ponownie skierował słowa do kobiety.
- Gdzie leży Pattie Bieber? – Zapytał, po czym
schował dłonie w kieszenie spodni, by zamaskować drżenie.
Młoda kobieta uśmiechnęła się do niego promiennie,
a jemu zrobiło się jakby lżej na sercu. Może nie jest aż tak źle.
- A więc to ty jesteś Justin – usłyszał jej
melodyjny głos. – Chodź ze mną. – Wstała, po czym ruszyła w kierunku jednego z
pomieszczeń za recepcją.
Pokój był mały, znajdowało tam się duże okno
zasłonięte szarą roletą, biurko i dwa krzesła, oraz po przeciwnej stronie
skórzana kanapa. Ściany utrzymane były w białej barwie jak większość w tym
szpitalu.
Brunetka zajęła miejsce na obrotowym, czarnym
fotelu i ruchem ręki pokazała, a by ten zajął miejsce naprzeciwko niej. Chłopak
wykonał polecenie, po czym wbił wzrok w towarzyszkę.
- Chciałabym przekazać ci dobre wieści, jednak nie
mogę – powiedziała nie owijając w bawełnę. Bieber do końca nie uwierzył w słowa
brunetki. Miał wrażenie, że to jakiś żart.
- Ile jej zostało? – Zapytał drżącym głosem.
Czekając na odpowiedź, swój wzrok wbił w pokaleczoną dłoń w bójce z Dylanem.
- Niewiele – oznajmiła już mniej promiennym głosem.
Chłopak spojrzał na rozmówczynię wdzięcznym wzrokiem, a następnie bez żadnego
słowa opuścił pomieszczenie.
Jego twarz w tym momencie nie okazywała żadnych
emocji. Sam nie wiedział, co ma myśleć. Miał wrażenie, że to wszystko jego
wina. Że to właśnie przez niego Pattie tutaj trafiła. Wzrokiem odnalazł
miejsce, w którym ustawione były kanapy, oraz mały stolik. Minął je bez wyrazu,
po czym oparł się plecami o zimną, białą ścianę. Czuł ogromny ból w sercu, a do
jego oczu napłynęły łzy. Osunął się na ziemię, schował twarz w dłoniach, po
czym wybuchnął bezdźwięcznym płaczem. Właśnie w tym momencie tracił matkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz