sobota, 27 października 2012

Rozdział ósmy

Promienie słońca, charakterystyczne dla Kalifornii przebiły się przez jasne rolety w oknach dachowych pokoju Justina. Chłopak zaciągnął kołdrę na głowę i spróbował zasnąć, jednak na próżno. Wynurzył się spod materiału i objął spojrzeniem pokój, w którym się znajdował. W pomieszczeniu było naprawdę jasno, co oznaczało, że jest dość późny poranek. Bieber przeniósł wzrok na zegar stojący na szafce nocnej, po prawej stronie. Dochodziła dwunasta w południe. Brunet niechętnie zwlókł się z łóżka i osowiale skierował do łazienki. Odbywszy wszystkie poranne wytupały, nadal w samych bokserkach zszedł na dół.
Od dłuższego czasu dom wydawał się opuszczony. Mimo, że nie spędził tutaj dużo czasu, brakuje mu śmiechów Holly i Joe, melodyjnego głosu Ashley oraz radości, gdy Jeremy wracał do domu. Na pierwszy rzut oka widać było, że mieszkała tutaj rodzina. Teraz, dom wypełnia pustka.
Chłopak zlustrował spojrzeniem salon, w którym aktualnie się znajdował. Na podłodze walały się niedojedzone kawałki pizzy, butelki po piwie, papiery, kartony i inne śmieci, które nie powinny tam się znajdować. Mimowolnie na twarzy Biebsa zagościł uśmiech. Na kanapie leżał, jak mniemał szatyn, skacowany Jeremy.
- Wyraźnie potrzeba ci kobiety – powiedział dość głośno Bieber, tak, aby zbudzić ojca.
Przechodząc kilka kroków znalazł się w kuchni. Otworzył lodówkę i wodził wzrokiem w poszukiwaniu czegoś, co nadawałoby się do spożycia na śniadanie. Wyjął z niej mleko i postawił je na blacie. Lewą ręką otworzył szafkę i ujął w dłoń szklaną miskę. Nasypał do niej wyciągniętych z szafki obok płatków, po czym zalał je zimnym mlekiem. Z szuflady po przeciwnej stronie kuchni wyciągnął łyżkę i zabrał się do konsumowania posiłku.
Wrócił ponownie do salony, po czym zajął miejsce na przeciwległej kanapie, niż ta, na której aktualnie drzemał ojciec.
- Wstawaj – krzyknął chłopak, na co mężczyznę przeszły znaczne dreszcze.
Na twarzy Justina ponownie zagościł uśmiech. Śledził wzrokiem każdy, nawet najmniejszy ruch ojca. Jeremy przetarł wierzchem dłoni oczy, po czym wsparł się na łokciach i zajął pozycję siedzącą.
- Ale mnie boli głowa – wydusił przez zaciśnięte zęby.
Mimowolnie z ust chłopaka wydobył się śmiech. Ojciec posłał mu piorunujące spojrzenie.
- Wiesz – zaczął. – Zastanawia mnie fakt, dlaczego Ashley się wyprowadziła – rzucił w kierunku ojca, na co tamten otworzył szerzej oczy. – Chodziło tu o to, że jej się znudziłeś, czy po prostu skończyły ci się pieniądze. Jest to dla mnie naprawdę niepojęte. – Chłopak starał się był cyniczni. – Raczysz mnie oświecić? – Spojrzał pytająco na ojca, za to tamten zacisnął usta w wąską linijkę.
Chłopak podniósł do ust łyżkę wypełnioną po brzegi płatkami z mlekiem.
- Miałem romans – wydusił wreszcie Jeremy.
Bieber o mało, co nie zakrztusił się swoim śniadaniem. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Czyżby był naiwny?
- Z kim? Znam tą szczęściarę? – Zapytał przez wymuszony śmiech.
Ojciec spojrzał na niego spod byka. Wydawać by się mogło, że obawia się odpowiedzi.
- Na nieszczęście tak – oznajmił.
Chłopak odłożył miskę na ławę stojącą pomiędzy dwoma kanapami. Wytarł ręce o materiał swoich bokserek i usiadł wygodnie na sofie.
- Wiec, kto to? Zjemy razem kolację, a może zostanie nawet na śniadanie? – Starał się ukazać, że nie przejmuje się całą tą sytuacją.
Jeremy również zajął wygodniejszą pozycję, po czym sięgnął po miskę płatków syna. Najwyraźniej był głodny.
- Nie da rady. – Jego usta były pełne czekoladowych kulek.
- No nie trzymaj mnie w niepewności, powiedz, kto to. – Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Nie wiem, czy powinienem ci to mówić – wycedził Jeremy.
Kanadyjczyk posłał mu piorunujące spojrzenie.
- Wiesz co, uważasz mnie za takiego mięczaka? – Zapytał. Rozmowa była na naprawdę poważny temat, jednak Justin starał się za wszelką cenę zrobić z niej lekka pogawędkę. W ten sposób maskował zdenerwowanie.
- To twoja matka – rzucił po śpiesznie, po czym spuścił wzrok.
Justin podniósł się, po czym zrobił kilka ciężkich kroków po pokoju. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Był pewny, że Jeremy sobie żartuje, tak żeby rozładować napięcie spowodowane rozmową.
- Nie wierze – wycedził patrząc szeroko otwartymi oczami na ojca.
Chciał, aby ten w tym momencie wybuchnął śmiechem i zapewnił go, że był to tylko żart. Mijały sekundy, a na twarzy ojca nadal panował nieopisany spokój.
- Przepraszam Justin – wydusił. Nie mógł powiedzieć nic więcej. Wtedy w Justinie coś pękło.
 Wiesz gdzie ja mam twoje przeprosiny? – Krzyknął, po czym cisnął pierwszą rzeczą, jaka nawinęła mu się pod ręce o ścianę. Był to wazon. – Nienawidzę cię – rzucił na odchodne, po czym szybko ruszył w stronę schodów. Gdyby nie fakt, że ma na sobie tylko bokserki, nie siedziałby teraz w swoim pokoju, tylko wziąłby auto i pojechał tam gdzie będzie sam i będzie mógł przemyśleć wszystko. Niestety.
*
Wysoko na niebie znajdowały się gwiazdy. Były ich miliardy. Na pierwszy rzut oka każda wyglądała tak samo i nie ma w niej nic niezwykłego, jednak by bliżej się przyjrzeć i spędzić na wpatrywaniu się w nie tyle czasu ile „straciła” na to Alison, można by rzecz, że każda z nich ma ukryty sens, który odnajdują tylko nieliczni. Mimo ogromnego bólu, który przepełniał jej ciało starała się myśleć pozytywnie. Nie chciała dać po sobie poznać, że to, co wydarzyło się kilka dni temu pomału wyniszcza ją od środka.
Leżała na swoim łóżku w pozycji embrionalnej, a po jej policzkach po jakiś czas spływały łzy. Próbowała na siłę przypomnieć sobie jakiekolwiek wesołe chwile, jednak żadna w tym momencie nie przychodziła jej do głowy.
Wtem do jej pokoju weszła mama. Alison automatycznie zakryła twarz kołdrą. Mimo, że siniak nie był już tak fioletowy, nadal nie chciała, aby kobieta się martwiła.
Morgan w ręku miała kubek. Po zapachu można było poznać, że jest to ulubiona herbata blondynki. Brunetka zapaliła światło w pokoju i przysiadła na skraju łóżka córki.
- Kochanie, zobacz, co ci przyniosłam – powiedziała kobieta. Alison wymamrotała tylko coś spod kołdry, po czym naciągnęła mocniej materiał. – Co się dzieje? – Zapytała odkładając szklane naczynie na szafkę nocną. Ethan chciała jak najszybciej spławić rodzicielkę.
- Źle się czuję – powiedziała prawie niezrozumiale.
Kobieta odkryła pierzynę, po czym po omacku przyłożyła chłodnął dłoń do czoła córki, by sprawdzić, czy ta ma gorączkę. Przeniosła wzrok na niebieskooką i otworzyła szeroko oczy. Alison jeszcze nigdy nie widziała, by mama była tak zaskoczona.
- Matko jedyna, co ci się stało? – Rzuciła pośpiesznie, uważnie przyglądając się oku.
Dziewczyna obróciła głowę, tak, aby Morgan nie widziała jej sinej twarzy.
- Idź stąd – powiedziała pod nosem.
- Kto ci to zrobił? – Zapytała spoglądając uważnie na swoje dziecko.
Alison szybko podniosła się na równe nogi, po czym stanęła kilka centymetrów od sylwetki matki.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – Zapytała zdenerwowana. Nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej – Twój najwspanialszy i jakże cudowny Dylan. Tak bardzo mnie kocha, że aż musiał w ten sposób okazać mi swoją miłość. Wystarczy? – Wykrzyczała, po czym podeszła do otwartego okna. – Nienawidzę go, rozumiesz? – Obróciła się w stronę kobiety. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Bez słowa wstała i wyszła z pokoju. Alison była równie zaskoczona zachowaniem matki, co ona. Widocznie ją to przerosło.
*
W ciele chłopaka kumulowały się ogromne emocje. Od smutku, przez nienawiść, aż po ogromną złość. Na liczniku czarnego Camaro strzałka pokazująca prędkość już dawno przekroczyła ta dozwoloną granicę. Justin włóczył się po okolicy już od kilku godzin. Nie chciał wracać do domu, nie potrafił spojrzeć w oczy ojcu. Jak on mógł to zrobić? Najpierw w wielkich bólach, kłótniach, wyciąganiu brudów, wyzwisk i kłamstw rozwodzi się z Pattie, a teraz urządza sobie z nią potajemne schadzki w hotelu. Czy chociaż raz pomyślał o swojej nowej rodzinie? Pewnie nie. Był tak zapatrzony w czubek swojego nosa, że nawet nie śmiał, choć raz zastanowić się, czy dobrze robi.
- Poznaję tę okolicę – pomyślał Bieber.
Jak się później okazało znajdował się w tej części miasta, w której mieszkała Alison. W tym momencie chciał się komuś wygadać, chciał usłyszeć jej głos, poczuć jej zapach.
Podjechał pod bramę wjazdową i uchylił szybę. Zauważył swoje odbicie na wyświetlaczu, a za raz po tym dźwięk, jakby odebranego telefonu.
- Słucham? – Usłyszał kobiecy głos.
- Przyjechałem do Alison – wydusił. – Jestem Justin. Justin Bieber.
Słyszał tylko szmery, jakby ktoś kogoś zawołał. Na wyświetlaczu ukazała się osoba. Był to mężczyzna w średnim wieku, ciemne włosy i zarost. Alison była ogromnie do niego podobna, co oznaczało, że jest to jej ojciec.
- Przykro mi, Alison nie ma – oznajmił stanowczym głosem mężczyzna.
Justin przeniósł wzrok na dom, który znajdował się kilkadziesiąt metrów od bramy, przed którą się właśnie znajdował.
- Jak wróci, proszę jej przekazać, że byłem – odparł Justin i nie czekając na odpowiedź zasnują szybę. Jeszcze raz spojrzał w stronę willi. W jednym z okiem stała postać. Z tej odległości nie mógł dostrzec jej rysów, jednak wiedział, że to była ona.

Rozdział dziewiąty znajduję się po prawej stronie bloga --->

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz