Przechodząc
przez terminal w tę i we tę rozglądał się dookoła w poszukiwaniu ojca, który
miał na niego czekać. Raz po raz oglądał się za ładną dziewczyną, by dokładnie
się jej przyjrzeć. Lubił, gdy płeć przeciwna spoglądała na niego kusząco, bądź
po prostu oglądała się za nim. Miał wtedy tą satysfakcje, że żadna mu się nie
oprze. Z oddali widział idącego w jego kierunku wysokiego, szczupłego,
zadbanego mężczyznę, który wyglądał na jego brata, nie ojca. Podszedł do niego
i objął go jak mężczyzna mężczyznę. Był znacznie wyższy, mimo iż Justin i tak
był wysoki.
Ubrany był w
krótkie, dżinsowe spodnie do kolan, turkusowe polo oraz japonki. Jak to w Kalifornii
słońce przygrzewało niemiłosiernie, więc jego strój był jak najbardziej odpowiedni
do pogody. Włosy utrzymane były w nieładzie, jednak i tak wiadomo było, że
fryzura potrzebowała długotrwałego układania. Brunet był bardzo podobny do
ojca. Podobnie jak on był przystojny i, co już wcześniej zostało zauważone
każda kobieta się za nimi oglądała.
Jeremy ruszył
w kierunku wyjścia, a za nim poczłapał Justin, ciągnąc za sobą cały swój bagaż,
który był nie mały. Skierowali się do czarnego Chevroleta Camaro. Chłopak
rzucił walizkę do bagażnika, po czym zajął miejsce koło ojca w przedniej części
pojazdu. Jeremy odpalił auto, od razu na twarzy syna zagościł uśmiech.
Uwielbiał dźwięk tego cuda.
Justin miał
dobre stosunki z ojcem. Mimo, że od dłuższego czasu się nie kontaktowali, a tym
bardziej się nie spotykali, czuł z nim więź. Wiedział, że choćby się waliło i
paliło i tak będzie mógł się do niego zwrócić z najbardziej wyszukaną prośbą.
To był właśnie ten moment.
Mężczyzna
sięgnął ręką w stronę radia i nacisną przycisk, na którym znajdował się mały
trójkąt. Wtem po samochodzie rozniósł się dźwięk piosenki, którą Justin dobrze
pamiętaj z czasów dzieciństwa. Słuchali jej zawsze, gdy robili coś razem. Szykowali
obiad dla Pattie, majstrowali przy aucie, bądź po prostu siedzieli razem i
rozmawiali. Brunet ewidentnie miał lepszy kontakt z ojcem, niż z matką i nie
trzeba było obcować z nimi, na co dzień by to zauważyć.
You`re My Heart
You`re My Soul
Zaśpiewali razem.
Jeremy
skręcił w szeroką ulicę, przy której stały wielkie wille z basenem i garażami,
w których na pewno znajdowały się drogie auta. Była to prestiżowa dzielnica i
brunet nie zdziwiłby się gdyby mieszkała tutaj jakaś sławna osoba, na przykład
Mike Tyson.
Mężczyzna
zaparkował autem na podjeździe białego domu z idealnie zadbanym ogrodem. Zgasił
samochód, po czym wysiadł. Chłopak powtórzył czynność ojca dodając do tego
jeszcze wyciągnięcie walizki z bagażnika. Jeremi skierował się ku drzwiom
wejściowym. Otworzył je i wszedł do środka. Justin ruszył za nim pośpiesznie i
staną tuż za plecami mężczyzny. Odłożył walizkę i rozejrzał się po mieszkaniu.
Wszystko
utrzymane było w jasnych barwach i nowoczesnym wystroju. Drzwi wejściowe
otwierały się na dość krótki, ale szeroki korytarz, który potem rozchodził się
na ogromny pokój, z aneksem kuchennym, stołem z sześcioma krzesłami, dwiema
skórzanymi kanapami ustawionymi, tak, aby tworzyły połowę kwadratu, na środku
szklana ława i przywieszony na ścianie, co najmniej pięćdziesięcio calowy
telewizor. W salonie umieszczone było ogromne okno balkonowe, które wychodziło
na ogród z dość sporym basenem. Obrócił się i zobaczył stojącego za nim ojca z
uśmiechem na twarzy. W ogrodzie bawiła się dwójka dzieci oraz jak mniemał, nowa
żona Jeremiego. Szatyn wyszedł na taras, po czym przywitał się z blondynką
pocałunkiem. Chłopak od razu zlustrował każdą jej część ciała, po czym
uśmiechnął się do siebie. Jej ciało było idealne. W ogóle nie wyglądała, jakby
kiedykolwiek nosiła w brzuchu dwójkę dzieci. Krótkie spodenki, które aktualnie
miała na sobie podkreślały jej długie nogi. Bluzka na ramiączkach była krótka i
odsłaniała dorodne piersi kobiety.
- Justin,
poznaj – wyrwał go z fantazji ojciec – To jest Ashley.
Chłopak
uśmiechnął się szczerze i podszedł do blondynki. Przytulił ja mocno i znad jej
ramienia spuścił wzrok na dolną cześć pleców. To, co zobaczył jeszcze bardziej
utwierdziło go w przekonaniu, że jego ojciec ma taki sam gust do kobiet jak on.
- Jestem
Justin – uśmiechnął się, po czym wyciągnął rękę do blondwłosej.
Blondynka
uśmiechnęła się równie szczerze jak on.
Szatyn
rozejrzał się dookoła i ujrzał, że za ojcem stoi dwójka dzieci. Gdy na nie
spojrzał oboje schowały się za Jeremim.
- Nie bójcie
się – zaśmiał się ojciec. – To jest Justin.
Chłopak
ukucnął, by być na tej samej wysokości, co rodzeństwo i posłał im ciepły uśmiech.
- Cześć –
podał obojgu rękę i się uśmiechnął.
- Chodź,
pokaże ci twój pokój – oznajmił ojciec, łapiąc chłopaka za bark.
Jeremi
wszedł do domu. Justin przyśpieszył kroku i ruszył za nim. Po drodze jego wzrok
przykuła ściana, na której przywieszone były różne zdjęcia w ramkach. Podszedł
do niej i zlustrował spojrzeniem każdą z nich po kolei. Na jednym z nich była
cała jego rodzina. On, Ashley oraz ich dzieci. Na drugim był on z Jazmin. Na
trzecim zdjęcie mamy, które doskonale pamiętał. Wisiało ono w jego biurze, jak
jeszcze mieszkali wszyscy w Kanadzie.
- Nadal masz
jej zdjęcie – powiedział spoglądając na Jeremiego.
- Tak –
rzucił. – Mimo wszystko spędziłem z nią trochę czasu i była mi bardzo bliska.
Chłopak nic
nie odpowiedział, zabrał swoją walizkę i poszedł na górę drewnianymi schodami.
Jeremi podszedł do jednych z białych drzwi, otworzył je, po czym ruchem ręki
pokazał brunetowi, że ma wejść do pomieszczenia. Pokój był duży, o wiele
większy od tego, które miał w Kanadzie. Ściany były pomalowane szarą farbą. Na
środku stało ogromne, wodne łóżko, a naprzeciwko niego wisiał plazmowy
telewizor. W rogu pokoju, szklane biurko, szafa i kilka półek. Wszystko
zachowane było w idealnie pasującej do siebie kolorystyce. Nawet ramy w oknach
dachowych były pod kolor. W pokoju znajdowały się kolejne drzwi, które
prowadziły do łazienki. Była ona od góry do po sam sufit wyłożona grafitowymi
płytkami. Biały zlew oraz inne meble znajdujące się w tym pomieszczeniu
nadawały ciepła zimnym płytkom. Chłopka uśmiechnął się do siebie, po czym z impetem
rzucił się na łóżko. Jeremi uśmiechnął się, po czym zostawił chłopaka samego w
pokoju.
Justin leżał
i wpatrywał się w przestrzeń. Wyjazd do ojca miał być dla niego karą i
zadośćuczynieniem za całą tą akcje z policją i jego zachowanie, jednak coraz
bardziej wydaje mu się, że matka chciała się jedynie go pozbyć i, że wcale nie
będzie mu tutaj tak źle. Mimo iż przylepiona została mu łatka złego dziecka,
uzależnionego od alkoholu, narkotyków papierosów i takiego, co obraca się w złym
towarzystwie, miał chodź odrobinę serca i potrafił ukazać swoją dobrą stronę,
kiedy było trzeba.
Naszła go
niepohamowana ochota na zapalenie papierosa. Przysunął do siebie swoją walizkę,
po czym zamaszystym ruchem odpiął jej zamek. Między ciuchami wyszperał paczkę.
Wyjął jednego z papierosów oraz zapalniczkę z kieszeni. Podszedł do okna,
uchylił je na oścież i odpalił szluga od ognia, które dawała zapalniczka.
Zaciągnął się jak najmocniej potrafił, po czym wypuścił z płuc strugę szarego
dymu przez usta. Strzepnął popiół z fajki przez okno, po czym znowu włożył
papierosa do ust i kilku krotnie powtórzył wykonaną wcześniej czynność. Po
wypaleniu kilkucentymetrowego papierosa wyrzucił go przez okno i zamknął je.
Znów, rzucił się na łóżko. Sięgnął ręką do walizki i wyciągnął z niej swoje
słuchawki. Wyjął z kieszeni iPoda, podłączył do niego gadżet i wsłuchał się w
delikatnie dźwięki gitary Johna Mayera. Poddał się, po czym udał się do Krainy
Morfeusza.
Gdy otworzył
oczy w pokoju panowała całkowita ciemność. Musiało minąć trochę czasu zanim
chłopak zdołał cokolwiek zobaczyć. Dopiero po chwili zorientował się, że nie
znajduje się w swoim pokoju w Kanadzie, tylko u ojca. Przewrócił się na drugi
bok i spróbował zasnąć, jednak na próżno. Usiadł na łóżku i wziął do ręki
swojego iPoda. Wyłączył lecącą piosenkę, zsunął słuchawki na szyję i rozejrzał
się dookoła. Wstał, po czym włącznikiem włączył światło w pokoju. Wodził
wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu pilota od telewizora. W oczy rzuciła
mu się mała szafka nocna. Podszedł do niej i ujął w rękę czarny kawałek
plastiku. Przeniósł wzrok na zegar stojący obok miejsca, w których kilka sekund
temu jeszcze stał pilot. Była 23:17. Ułożył się wygodnie na łóżku, po czym
włączył telewizor. Znalazł kanał muzyczny i wsłuchał się w dźwięk aktualnie
lecącego kawałka.
Jego żołądek
dał o sobie znać delikatnym burczeniem. Chłopak chwycił się za brzuch, po czym
uśmiechnął się do siebie i wstał. Cicho wychodząc za drzwi zapalił światło na
korytarzu. Zszedł na dół, a jego oczom ukazała się sylwetka ojca drzemiącego na
fotelu z pilotem w ręce. Miał ochotę zrobić mu zdjęcie, bo wyglądał wręcz
komicznie, jednak telefon zostawił do góry.
Skierował
się ku kuchni. Otworzył lodówkę i zlustrował potrawy, jakie się w niej
znajdowały. Wyciągnął naczynie żaroodporne z zapiekanką w środku i postawił je
na blacie. Podszedł do szuflady i wyciągnął z niej jeden widelec. Zdjął
pokrywkę i utopił w potrawie sztuciec. Zapiekanka była makaronowa z serem i
szpinakiem. Delizioso. Chłopak
zajadał się łapczywie zimnym daniem, po czym popił je szklanką coli. Naczynie
schował z powrotem do lodówki. Jego uwagę przykuła szklana butelka wódki, która
stała na drzwiach. Chłopak rozejrzał się po pokoju. Jeremy niezmiennie spał na
fotelu. Justin odkręcił zakrętkę, po czym wlał w siebie kilka dość sporych
łyków trunku. Uśmiechnął się do siebie i skierował się ku górze. Wszedł do pokoju.
Rozejrzał się, po czym podszedł do okna i otworzył je. Z walizki znów wyjął
paczkę papierosów. Wziął jednego, zapalił go, po czym zaciągnął się nim. Czynność
powtórzył kilkukrotnie, wyrzucił peta za okno, następnie ułożył się wygodnie na
łóżku i zasnął.
Krzyki i
śmiechy dochodzące z salonu zburzyły bruneta. Chłopak w niezbyt przyjaznym
nastroju wstał i skierował się do łazienki. Wziął szybki prysznic, ubrał się w
dresy i zszedł na dół. W salonie siedział Jeremy, dzieciaki biegały po całym
domu, a Ashley krzątała się po kuchni.
- Idę
pobiegać – oznajmił chłopak.
Blondynka
stanęła za nim składając ręce na piersi.
- Zaraz
będzie śniadanie – rzuciła.
Chłopak
nawet na nią nie spojrzał odpowiedział tylko, że zje jak wróci i wyszedł.
Pogodna była
parna. W pewnej chwili pożałował, że wysunął w ogóle nos za drzwi. Wziął
głęboki wdech i szybkim krokiem przechadzał się po okolicy. Dzielnica, w której
się aktualnie znajdował była piękna. Domy były do siebie podobne, jednak każde
z nich było inne. Wzdłuż ulicy, równo rozmieszczone były wysokie drzewa, a
pomiędzy nimi czarne, latarnie. Niebo było dziś nieskazitelnie niebieskie, a
słońce przygrzewało niemiłosiernie.
Justin
ruszył truchtem przez ulicę. Wzrok zatrzymał na kartonowej reklamie wiszącej na
jednej z latarni.
Serdecznie zapraszamy
wszystkich na BeachParty,
z okazji rozpoczęcia
wakacji,
w sobotę od 20:00.
Wstęp wolny.
Chłopak
spojrzał wylewnie na transparent, po czym ruszył szybkim krokiem przez ulicę. Mijając
przechodniów, którzy krzywo się na niego patrzyli zwrócił uwagę na jednego z
nich. Chłopak stał no skrzyżowaniu dwóch ulic. Gdy brunet go minął ten
zlustrował go wzrokiem.
- Ej stary!
– krzyknął szatyn w kierunku Justina.
Brązowooki
zatrzymał się i zmierzył chłopaka wzrokiem.
- Masz
fajki? – zapytał.
Chłopak
przetrzepał kieszenie i z jednej z nich wyciągnął paczkę papierosów. Odchyli
otwarcie i wyciągnął dłoń w kierunku młodzieńca. Chłopak ujął w palce dwie
szlugi.
- Dzięki –
oznajmił.
Chłopak
zignorował jego słowa i ruszył truchtem w kierunku słońca.
Cały spocony
i wykończony wreszcie dotarł do domu. Na dworze panował ogromny skwar. Kiedy
otworzył wejściowe drzwi uderzyła w niego fala chłodnego powietrza. Justin bez
słowa skierował się do góry. Wszedł do swojego pokoju i od razu udał się do
łazienki. Wziął gorący prysznic, ubrał się w szare spodenki do kolan oraz biały
t-shirt z nadrukiem. Delikatnie zmierzwił włosy ręką, przejrzał się lustrze, po
czym wyszedł z sparowanej łazienki. Szybko spalił jednego papierosa i zszedł na
dół by coś zjeść. Wchodząc do kuchni spojrzał przez drzwi na taras. Jego wzrok
złapała Ashley. Od razu wstała i skierowała się w stronę Justina. Chłopak
zignorował ją. Zajrzał do lodówki w poszukiwaniu czegoś, co mógłby zjeść na śniadanie.
Ostatecznie wypił szklankę mleka i
zniechęcony usiadł na kanapie. Ashley wpatrywała się w niego niemiłym wzrokiem.
W końcu Justin nie wytrzymał.
- Co jest? –
zapytał nie odrywając wzroku od telewizora.
Blondynka
podeszła bliżej, usiadła na kanapie i spojrzała na chłopaka.
- To ja powinnam się zapytać, co jest – oznajmiła chłodno.
Chłopak
zlustrował ją znudzonym spojrzeniem.
- Wyszedłem
pobiegać. Coś w tym dziwnego?
- Prosiłam
abyś został na śniadaniu, a ty nawet na mnie nie spojrzałeś jak do ciebie
mówiłam – rzuciła.
Chłopak
przewrócił teatralnie oczyma.
- Nie byłem
głodny.
Ashley
zniechęcona dalszą rozmową wstała, po czym oddaliła się na kilka kroków.
- Żyłem już
taką jedna, co mi, co chwile rozkazywała – powiedział nie patrząc na blondynkę.
Wstał z kanapy, a następnie skierował się ku górze.
- Tak w ogóle, to całkiem apetycznie dziś wyglądasz – zlustrował ją
zadziornym spojrzeniem.
Wchodząc do swojego pokoju, trzasnął drzwiami z impetem i rzucił się
na łóżko. Zapowiadał się naprawdę ciekawy dzień.
Od autorki: Chciałabym wam wszystkim podziękować za te pozytywne
komentarze. Napełniły mnie one chęcią do dalszej pracy i weną, której efekty
właśnie przeczytaliście. Rozdział poprawiałam z jakieś 4 razy. Starałam się,
aby był idealny. Jak wyszło? Sami oceńcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz