sobota, 27 października 2012

Rozdział pierwszy


Przechodząc przez terminal w tę i we tę rozglądał się dookoła w poszukiwaniu ojca, który miał na niego czekać. Raz po raz oglądał się za ładną dziewczyną, by dokładnie się jej przyjrzeć. Lubił, gdy płeć przeciwna spoglądała na niego kusząco, bądź po prostu oglądała się za nim. Miał wtedy tą satysfakcje, że żadna mu się nie oprze. Z oddali widział idącego w jego kierunku wysokiego, szczupłego, zadbanego mężczyznę, który wyglądał na jego brata, nie ojca. Podszedł do niego i objął go jak mężczyzna mężczyznę. Był znacznie wyższy, mimo iż Justin i tak był wysoki.
Ubrany był w krótkie, dżinsowe spodnie do kolan, turkusowe polo oraz japonki. Jak to w Kalifornii słońce przygrzewało niemiłosiernie, więc jego strój był jak najbardziej odpowiedni do pogody. Włosy utrzymane były w nieładzie, jednak i tak wiadomo było, że fryzura potrzebowała długotrwałego układania. Brunet był bardzo podobny do ojca. Podobnie jak on był przystojny i, co już wcześniej zostało zauważone każda kobieta się za nimi oglądała.
Jeremy ruszył w kierunku wyjścia, a za nim poczłapał Justin, ciągnąc za sobą cały swój bagaż, który był nie mały. Skierowali się do czarnego Chevroleta Camaro. Chłopak rzucił walizkę do bagażnika, po czym zajął miejsce koło ojca w przedniej części pojazdu. Jeremy odpalił auto, od razu na twarzy syna zagościł uśmiech. Uwielbiał dźwięk tego cuda.
Justin miał dobre stosunki z ojcem. Mimo, że od dłuższego czasu się nie kontaktowali, a tym bardziej się nie spotykali, czuł z nim więź. Wiedział, że choćby się waliło i paliło i tak będzie mógł się do niego zwrócić z najbardziej wyszukaną prośbą. To był właśnie ten moment.
Mężczyzna sięgnął ręką w stronę radia i nacisną przycisk, na którym znajdował się mały trójkąt. Wtem po samochodzie rozniósł się dźwięk piosenki, którą Justin dobrze pamiętaj z czasów dzieciństwa. Słuchali jej zawsze, gdy robili coś razem. Szykowali obiad dla Pattie, majstrowali przy aucie, bądź po prostu siedzieli razem i rozmawiali. Brunet ewidentnie miał lepszy kontakt z ojcem, niż z matką i nie trzeba było obcować z nimi, na co dzień by to zauważyć.
You`re My Heart
You`re My Soul
Zaśpiewali razem. 
Jeremy skręcił w szeroką ulicę, przy której stały wielkie wille z basenem i garażami, w których na pewno znajdowały się drogie auta. Była to prestiżowa dzielnica i brunet nie zdziwiłby się gdyby mieszkała tutaj jakaś sławna osoba, na przykład Mike Tyson.
Mężczyzna zaparkował autem na podjeździe białego domu z idealnie zadbanym ogrodem. Zgasił samochód, po czym wysiadł. Chłopak powtórzył czynność ojca dodając do tego jeszcze wyciągnięcie walizki z bagażnika. Jeremi skierował się ku drzwiom wejściowym. Otworzył je i wszedł do środka. Justin ruszył za nim pośpiesznie i staną tuż za plecami mężczyzny. Odłożył walizkę i rozejrzał się po mieszkaniu.
Wszystko utrzymane było w jasnych barwach i nowoczesnym wystroju. Drzwi wejściowe otwierały się na dość krótki, ale szeroki korytarz, który potem rozchodził się na ogromny pokój, z aneksem kuchennym, stołem z sześcioma krzesłami, dwiema skórzanymi kanapami ustawionymi, tak, aby tworzyły połowę kwadratu, na środku szklana ława i przywieszony na ścianie, co najmniej pięćdziesięcio calowy telewizor. W salonie umieszczone było ogromne okno balkonowe, które wychodziło na ogród z dość sporym basenem. Obrócił się i zobaczył stojącego za nim ojca z uśmiechem na twarzy. W ogrodzie bawiła się dwójka dzieci oraz jak mniemał, nowa żona Jeremiego. Szatyn wyszedł na taras, po czym przywitał się z blondynką pocałunkiem. Chłopak od razu zlustrował każdą jej część ciała, po czym uśmiechnął się do siebie. Jej ciało było idealne. W ogóle nie wyglądała, jakby kiedykolwiek nosiła w brzuchu dwójkę dzieci. Krótkie spodenki, które aktualnie miała na sobie podkreślały jej długie nogi. Bluzka na ramiączkach była krótka i odsłaniała dorodne piersi kobiety.
- Justin, poznaj – wyrwał go z fantazji ojciec – To jest Ashley.
Chłopak uśmiechnął się szczerze i podszedł do blondynki. Przytulił ja mocno i znad jej ramienia spuścił wzrok na dolną cześć pleców. To, co zobaczył jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że jego ojciec ma taki sam gust do kobiet jak on.
- Jestem Justin – uśmiechnął się, po czym wyciągnął rękę do blondwłosej.
Blondynka uśmiechnęła się równie szczerze jak on.
Szatyn rozejrzał się dookoła i ujrzał, że za ojcem stoi dwójka dzieci. Gdy na nie spojrzał oboje schowały się za Jeremim.
- Nie bójcie się – zaśmiał się ojciec. – To jest Justin.
Chłopak ukucnął, by być na tej samej wysokości, co rodzeństwo i posłał im ciepły uśmiech.
- Cześć – podał obojgu rękę i się uśmiechnął.
- Chodź, pokaże ci twój pokój – oznajmił ojciec, łapiąc chłopaka za bark.
Jeremi wszedł do domu. Justin przyśpieszył kroku i ruszył za nim. Po drodze jego wzrok przykuła ściana, na której przywieszone były różne zdjęcia w ramkach. Podszedł do niej i zlustrował spojrzeniem każdą z nich po kolei. Na jednym z nich była cała jego rodzina. On, Ashley oraz ich dzieci. Na drugim był on z Jazmin. Na trzecim zdjęcie mamy, które doskonale pamiętał. Wisiało ono w jego biurze, jak jeszcze mieszkali wszyscy w Kanadzie.
- Nadal masz jej zdjęcie – powiedział spoglądając na Jeremiego.
- Tak – rzucił. – Mimo wszystko spędziłem z nią trochę czasu i była mi bardzo bliska.
Chłopak nic nie odpowiedział, zabrał swoją walizkę i poszedł na górę drewnianymi schodami. Jeremi podszedł do jednych z białych drzwi, otworzył je, po czym ruchem ręki pokazał brunetowi, że ma wejść do pomieszczenia. Pokój był duży, o wiele większy od tego, które miał w Kanadzie. Ściany były pomalowane szarą farbą. Na środku stało ogromne, wodne łóżko, a naprzeciwko niego wisiał plazmowy telewizor. W rogu pokoju, szklane biurko, szafa i kilka półek. Wszystko zachowane było w idealnie pasującej do siebie kolorystyce. Nawet ramy w oknach dachowych były pod kolor. W pokoju znajdowały się kolejne drzwi, które prowadziły do łazienki. Była ona od góry do po sam sufit wyłożona grafitowymi płytkami. Biały zlew oraz inne meble znajdujące się w tym pomieszczeniu nadawały ciepła zimnym płytkom. Chłopka uśmiechnął się do siebie, po czym z impetem rzucił się na łóżko. Jeremi uśmiechnął się, po czym zostawił chłopaka samego w pokoju.
Justin leżał i wpatrywał się w przestrzeń. Wyjazd do ojca miał być dla niego karą i zadośćuczynieniem za całą tą akcje z policją i jego zachowanie, jednak coraz bardziej wydaje mu się, że matka chciała się jedynie go pozbyć i, że wcale nie będzie mu tutaj tak źle. Mimo iż przylepiona została mu łatka złego dziecka, uzależnionego od alkoholu, narkotyków papierosów i takiego, co obraca się w złym towarzystwie, miał chodź odrobinę serca i potrafił ukazać swoją dobrą stronę, kiedy było trzeba.
Naszła go niepohamowana ochota na zapalenie papierosa. Przysunął do siebie swoją walizkę, po czym zamaszystym ruchem odpiął jej zamek. Między ciuchami wyszperał paczkę. Wyjął jednego z papierosów oraz zapalniczkę z kieszeni. Podszedł do okna, uchylił je na oścież i odpalił szluga od ognia, które dawała zapalniczka. Zaciągnął się jak najmocniej potrafił, po czym wypuścił z płuc strugę szarego dymu przez usta. Strzepnął popiół z fajki przez okno, po czym znowu włożył papierosa do ust i kilku krotnie powtórzył wykonaną wcześniej czynność. Po wypaleniu kilkucentymetrowego papierosa wyrzucił go przez okno i zamknął je. Znów, rzucił się na łóżko. Sięgnął ręką do walizki i wyciągnął z niej swoje słuchawki. Wyjął z kieszeni iPoda, podłączył do niego gadżet i wsłuchał się w delikatnie dźwięki gitary Johna Mayera. Poddał się, po czym udał się do Krainy Morfeusza.

Gdy otworzył oczy w pokoju panowała całkowita ciemność. Musiało minąć trochę czasu zanim chłopak zdołał cokolwiek zobaczyć. Dopiero po chwili zorientował się, że nie znajduje się w swoim pokoju w Kanadzie, tylko u ojca. Przewrócił się na drugi bok i spróbował zasnąć, jednak na próżno. Usiadł na łóżku i wziął do ręki swojego iPoda. Wyłączył lecącą piosenkę, zsunął słuchawki na szyję i rozejrzał się dookoła. Wstał, po czym włącznikiem włączył światło w pokoju. Wodził wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu pilota od telewizora. W oczy rzuciła mu się mała szafka nocna. Podszedł do niej i ujął w rękę czarny kawałek plastiku. Przeniósł wzrok na zegar stojący obok miejsca, w których kilka sekund temu jeszcze stał pilot. Była 23:17. Ułożył się wygodnie na łóżku, po czym włączył telewizor. Znalazł kanał muzyczny i wsłuchał się w dźwięk aktualnie lecącego kawałka.
Jego żołądek dał o sobie znać delikatnym burczeniem. Chłopak chwycił się za brzuch, po czym uśmiechnął się do siebie i wstał. Cicho wychodząc za drzwi zapalił światło na korytarzu. Zszedł na dół, a jego oczom ukazała się sylwetka ojca drzemiącego na fotelu z pilotem w ręce. Miał ochotę zrobić mu zdjęcie, bo wyglądał wręcz komicznie, jednak telefon zostawił do góry.
Skierował się ku kuchni. Otworzył lodówkę i zlustrował potrawy, jakie się w niej znajdowały. Wyciągnął naczynie żaroodporne z zapiekanką w środku i postawił je na blacie. Podszedł do szuflady i wyciągnął z niej jeden widelec. Zdjął pokrywkę i utopił w potrawie sztuciec. Zapiekanka była makaronowa z serem i szpinakiem. Delizioso. Chłopak zajadał się łapczywie zimnym daniem, po czym popił je szklanką coli. Naczynie schował z powrotem do lodówki. Jego uwagę przykuła szklana butelka wódki, która stała na drzwiach. Chłopak rozejrzał się po pokoju. Jeremy niezmiennie spał na fotelu. Justin odkręcił zakrętkę, po czym wlał w siebie kilka dość sporych łyków trunku. Uśmiechnął się do siebie i skierował się ku górze. Wszedł do pokoju. Rozejrzał się, po czym podszedł do okna i otworzył je. Z walizki znów wyjął paczkę papierosów. Wziął jednego, zapalił go, po czym zaciągnął się nim. Czynność powtórzył kilkukrotnie, wyrzucił peta za okno, następnie ułożył się wygodnie na łóżku i zasnął.

Krzyki i śmiechy dochodzące z salonu zburzyły bruneta. Chłopak w niezbyt przyjaznym nastroju wstał i skierował się do łazienki. Wziął szybki prysznic, ubrał się w dresy i zszedł na dół. W salonie siedział Jeremy, dzieciaki biegały po całym domu, a Ashley krzątała się po kuchni.
- Idę pobiegać – oznajmił chłopak.
Blondynka stanęła za nim składając ręce na piersi.
- Zaraz będzie śniadanie – rzuciła.
Chłopak nawet na nią nie spojrzał odpowiedział tylko, że zje jak wróci i wyszedł.
Pogodna była parna. W pewnej chwili pożałował, że wysunął w ogóle nos za drzwi. Wziął głęboki wdech i szybkim krokiem przechadzał się po okolicy. Dzielnica, w której się aktualnie znajdował była piękna. Domy były do siebie podobne, jednak każde z nich było inne. Wzdłuż ulicy, równo rozmieszczone były wysokie drzewa, a pomiędzy nimi czarne, latarnie. Niebo było dziś nieskazitelnie niebieskie, a słońce przygrzewało niemiłosiernie.
Justin ruszył truchtem przez ulicę. Wzrok zatrzymał na kartonowej reklamie wiszącej na jednej z latarni.
Serdecznie zapraszamy wszystkich na BeachParty,
z okazji rozpoczęcia wakacji,
w sobotę od 20:00.
Wstęp wolny.
Chłopak spojrzał wylewnie na transparent, po czym ruszył szybkim krokiem przez ulicę. Mijając przechodniów, którzy krzywo się na niego patrzyli zwrócił uwagę na jednego z nich. Chłopak stał no skrzyżowaniu dwóch ulic. Gdy brunet go minął ten zlustrował go wzrokiem.
- Ej stary! – krzyknął szatyn w kierunku Justina.
Brązowooki zatrzymał się i zmierzył chłopaka wzrokiem.
- Masz fajki? – zapytał.
Chłopak przetrzepał kieszenie i z jednej z nich wyciągnął paczkę papierosów. Odchyli otwarcie i wyciągnął dłoń w kierunku młodzieńca. Chłopak ujął w palce dwie szlugi.
- Dzięki – oznajmił.
Chłopak zignorował jego słowa i ruszył truchtem w kierunku słońca.

Cały spocony i wykończony wreszcie dotarł do domu. Na dworze panował ogromny skwar. Kiedy otworzył wejściowe drzwi uderzyła w niego fala chłodnego powietrza. Justin bez słowa skierował się do góry. Wszedł do swojego pokoju i od razu udał się do łazienki. Wziął gorący prysznic, ubrał się w szare spodenki do kolan oraz biały t-shirt z nadrukiem. Delikatnie zmierzwił włosy ręką, przejrzał się lustrze, po czym wyszedł z sparowanej łazienki. Szybko spalił jednego papierosa i zszedł na dół by coś zjeść. Wchodząc do kuchni spojrzał przez drzwi na taras. Jego wzrok złapała Ashley. Od razu wstała i skierowała się w stronę Justina. Chłopak zignorował ją. Zajrzał do lodówki w poszukiwaniu czegoś, co mógłby zjeść na śniadanie. Ostatecznie wypił szklankę mleka  i zniechęcony usiadł na kanapie. Ashley wpatrywała się w niego niemiłym wzrokiem. W końcu Justin nie wytrzymał.
- Co jest? – zapytał nie odrywając wzroku od telewizora.
Blondynka podeszła bliżej, usiadła na kanapie i spojrzała na chłopaka.
- To ja powinnam się zapytać, co jest – oznajmiła chłodno.                         
Chłopak zlustrował ją znudzonym spojrzeniem.
- Wyszedłem pobiegać. Coś w tym dziwnego?
- Prosiłam abyś został na śniadaniu, a ty nawet na mnie nie spojrzałeś jak do ciebie mówiłam – rzuciła.
Chłopak przewrócił teatralnie oczyma.
- Nie byłem głodny.
Ashley zniechęcona dalszą rozmową wstała, po czym oddaliła się na kilka kroków.
- Żyłem już taką jedna, co mi, co chwile rozkazywała – powiedział nie patrząc na blondynkę.
Wstał z kanapy, a następnie skierował się ku górze.
- Tak w ogóle, to całkiem apetycznie dziś wyglądasz – zlustrował ją zadziornym spojrzeniem.
Wchodząc do swojego pokoju, trzasnął drzwiami z impetem i rzucił się na łóżko. Zapowiadał się naprawdę ciekawy dzień.

Od autorki: Chciałabym wam wszystkim podziękować za te pozytywne komentarze. Napełniły mnie one chęcią do dalszej pracy i weną, której efekty właśnie przeczytaliście. Rozdział poprawiałam z jakieś 4 razy. Starałam się, aby był idealny. Jak wyszło? Sami oceńcie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz