sobota, 27 października 2012

Prolog


Ilość alkoholu znajdująca się w krwi Justina już dawno przekroczyła przeciętną granice. Chłopak ledwo trzymał się na nogach, wiec, co dopiero racjonalnie myśleć i uważać na to, co robi.  Brunet lubił sobie czasami wypić. To „czasami” zdarzało się coraz częściej, co nie służyło jemu, ani innym, który obcowali z nim, na co dzień.
Trzymając w ręku do połowy pełną butelkę wódki, chłopak wraz z przyjaciółmi przechodzili koło małego sklepiku spożywczego, który jak każdy inni w środku nocy był zamknięty. Jeden z kolegów chłopaka chwycił do ręki duży kamień leżący przy poboczu drogi i chwiejąc się na nogach uniósł go kilka centymetrów ponad swoją głowę. W lewej ręce trzymał butelkę wódki. Opróżnił szklane naczynie wlewając w siebie resztę trunku, rzucił je na ziemie, po czym rozsypało się na miliony małych kawałeczków.
- Patrzcie to – krzyknął blondyn, po czym pchnął wielkim kamieniem w jedno z okien sklepu.
Wszyscy wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Pozer uznał, że tym gestem zdobył szacunek wśród grupki przyjaciół. Miny im zrzedły jak do ich uszu dotarł dźwięk alarmu dochodzący ze sklepu. Wszyscy ruszyli ile sił w nogach do ucieczki. Z oddali słychać było dźwięk radiowozu. Adrenalina w organizmie Justina sięgała tej wysokiej granicy. Poczuł na sobie światła reflektorów pojazdu.
- Biegnijcie – krzyknął do biegnących przed nim przyjaciół, po czym zawrócił w stronę pojazdu.
Nie oglądając się za siebie skręcił w jedną z bocznych uliczek, z nadzieją, że policjanci ruszą za nim. Jego przeczucia się potwierdziły. Czarno białe auto z świecącymi się światłami na dachu ruszyło za nim. Chłopak biegł ile sił w nogach, jednak i tak radiowóz był tylko kilka metrów za nim.
Nagle zauważył, że wylądował w ślepym zaułku. Uniósł ręce do góry na znak, że się poddaje, po czym nerwowo się zaśmiał. Podeszło do niego dwóch ochroniarzy i bez żadnych objawów delikatności rzucili go na maskę samochodu. Chwycili go za obie ręce i złożyli na krzyż na plecach. Chłopak syknął cicho z bólu. Zakuli go w kajdanki i szybkim ruchem unieśli do normalniej pozycji.
- Dobrzy jesteście – zaszydził chłopak.
Policjanci zignorowali komentarz chłopaka, władowali go na tylnie siedzenie radiowozu, po czym zajęli swoje miejsca i odjechali w kierunku komisariatu. Chłopak zdawał sobie sprawę, że władował się w niezłe kłopoty.

1 komentarz: