Ilość
alkoholu znajdująca się w krwi Justina już dawno przekroczyła przeciętną
granice. Chłopak ledwo trzymał się na nogach, wiec, co dopiero racjonalnie
myśleć i uważać na to, co robi. Brunet
lubił sobie czasami wypić. To „czasami” zdarzało się coraz częściej, co nie
służyło jemu, ani innym, który obcowali z nim, na co dzień.
Trzymając w
ręku do połowy pełną butelkę wódki, chłopak wraz z przyjaciółmi przechodzili
koło małego sklepiku spożywczego, który jak każdy inni w środku nocy był
zamknięty. Jeden z kolegów chłopaka chwycił do ręki duży kamień leżący przy
poboczu drogi i chwiejąc się na nogach uniósł go kilka centymetrów ponad swoją
głowę. W lewej ręce trzymał butelkę wódki. Opróżnił szklane naczynie wlewając w
siebie resztę trunku, rzucił je na ziemie, po czym rozsypało się na miliony
małych kawałeczków.
- Patrzcie
to – krzyknął blondyn, po czym pchnął wielkim kamieniem w jedno z okien sklepu.
Wszyscy
wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Pozer uznał, że tym gestem zdobył szacunek
wśród grupki przyjaciół. Miny im zrzedły jak do ich uszu dotarł dźwięk alarmu
dochodzący ze sklepu. Wszyscy ruszyli ile sił w nogach do ucieczki. Z oddali
słychać było dźwięk radiowozu. Adrenalina w organizmie Justina sięgała tej
wysokiej granicy. Poczuł na sobie światła reflektorów pojazdu.
- Biegnijcie
– krzyknął do biegnących przed nim przyjaciół, po czym zawrócił w stronę
pojazdu.
Nie
oglądając się za siebie skręcił w jedną z bocznych uliczek, z nadzieją, że
policjanci ruszą za nim. Jego przeczucia się potwierdziły. Czarno białe auto z
świecącymi się światłami na dachu ruszyło za nim. Chłopak biegł ile sił w
nogach, jednak i tak radiowóz był tylko kilka metrów za nim.
Nagle
zauważył, że wylądował w ślepym zaułku. Uniósł ręce do góry na znak, że się
poddaje, po czym nerwowo się zaśmiał. Podeszło do niego dwóch ochroniarzy i bez
żadnych objawów delikatności rzucili go na maskę samochodu. Chwycili go za obie
ręce i złożyli na krzyż na plecach. Chłopak syknął cicho z bólu. Zakuli go w
kajdanki i szybkim ruchem unieśli do normalniej pozycji.
- Dobrzy
jesteście – zaszydził chłopak.
Policjanci
zignorowali komentarz chłopaka, władowali go na tylnie siedzenie radiowozu, po
czym zajęli swoje miejsca i odjechali w kierunku komisariatu. Chłopak zdawał
sobie sprawę, że władował się w niezłe kłopoty.
początek bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń~Roza