sobota, 27 października 2012

Rozdział dwunasty


12.11.2007
Spotkałam się z nim. Nie mogłam dłużej wytrzymać. Tak bardzo za nim tęsknie.

20.11.2007
Mam pewne wątpliwości, czy dobrze robię. Nie chce nikogo zranić.

01.12.2007
Spóźnia mi się okres. Nie powinno tak być.

05.12.2007
Nie mogę w to uwierzyć. Jak mogłam być taka głupia.
JESTEM W CIĄŻY!

06.12.2007
Dzisiaj Mikołajki. Dałam Justinowi grę na PS2. Gra w nią cały dzień. Jak mam mu powiedzieć, że będzie miał rodzeństwo? W dodatku z facetem, którego nie zna i nigdy nie pozna?

20.12.2007
Postanowiłam. Na początku roku wyjeżdżam. Nie wiem, kiedy wrócę. Najprawdopodobniej jak wszystko poukładam. Justin zostaje z rodzicami.

3.01.2008
Siedzę w samolocie. Na dwie godziny wyląduje w Georgii. Zamieszkam u Leny.

15.06.2008
Zawieruszyłam gdzieś notes. To dziewczynka. Nie wrócę z nią do domu. Może wyda się to głupie, ale nie chce jej. Co ludzie o mnie pomyślą?

4.07.2008
Urodziłam. Dałam jej imię Jazmyn. Jest śliczna. Nie będę potrafiła jej dodać.

17.07.2008.
Jestem w Kanadzie. Justin strasznie urósł. Ucieszył się na mój powrót. Lena wychowuje Jazzy.

19.07.2008
Wiem. Zachowałam się jak piętnastolatka, ale nie mogłam inaczej postąpić. Czuję się z tym fatalnie.

Justin z impetem zamknął notes, po czym cisnął nim w ścianę. Nie mógł uwierzyć w to, co czytał. Jak jego matka mogła być tak lekkomyślna? Idealna Pattie zrobiła takie głupstwo. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jego mama, którą darzył takim szacunkiem, chodzący ideał, spotykała się z nieznanym mu facetem, na dodatek miała z nim dziecko i to wszystko przed nim ukryła. Było to dla niego niepojęte.  Jedyne, co w tym momencie do niej czuł to ogromna nienawiść i złość, która wypełniała jego serce. Kochał ją, a jednocześnie nienawidził za to, co zrobiła.
Kiedy wstał i skierował się ku miejscu, w którym upadł notes zauważył białą kartkę, złożoną na cztery części. Ujął ją w dłonie, po czym rozłożył, do normalnego formatu. Widniały na niej odręcznie napisane słowa.

Chcę abyś odszukał Jazzy. Ona cię potrzebuje. Mieszka u Leny, w Georgii. Adres: Clever Street 25/7

Te dwa zdania wryły się doszczętnie w pamięć Kanadyjczyka. Nie dość, że dowiaduje się, że ma czteroletnią siostrę, to na dodatek jego kilka godzin temu zmarła matka żąda od niego, aby ją odnalazł. Ma dopiero 18 lat, a musi radzić sobie sam.
Schował kartkę papieru w strony notesu i odłożył go na stolik koło kanapy w salonie. Wziął głęboki wdech, po czym bezwładnie opadł na sofę. Znajdowała się ona tutaj, od kiedy pamiętał. Zawsze wieczorami, gdy oglądał bajki do późna zdarzało mu się przysnąć. Wtedy mama brała go na ręce i bezszelestnie zanosiła do łóżka, po czym otulała go do snu, dostawiała pocałunek na policzku i wychodziła. Uwielbiał, gdy to robiła. Wiedział wtedy, że naprawdę go kocha i, że zrobiłaby dla niego wszystko.
Kiedy Justin był chory i zostawał w domu, mama robiła mu pyszne śniadania. Wszystko ciepłe i apetycznie pachnące zanosiła na niebieskiej tacy do pokoju. Brunet był wniebowzięty, gdy mógł zajadać się smacznym śniadaniem w przytulnym łóżku w towarzystwie telewizora i mamy. Teraz to wszystko poszło w niepamięć. Mógł jedynie wspominać, jakie miał cudowne dzieciństwo, a wszystko to dzięki jednej kobiecie, którą przywykł nazywać mamą.
Nie wiedział, co ma zrobić. Czy wypełnić ostatnią wolę matki i odszukać siostrę, czy wrócić ponownie do Kalifornii i żyć, jak żył przez ostatnie dwa miesiące, z uzależnionym od alkoholu ojcem i jego długami? A co, jeżeli Jazmyn nie żyje wcale tak kolorowo u cioci Leny. Od kiedy zawsze czepiała się o wszystko. Była pedantyczna na punkt sprzątania. Za to jej nie lubił, jednak zawsze można było z nią pożartować. Gdy ich odwiedzała, oglądali razem Spongeboba i inne bajki. Lubił ją, była to chyba najlepsza przyjaciółka Pattie.
*
Ze snu wyrwał go hałas. Zerwawszy się za równie nogi podszedł do okna i z impetem zasłonił żaluzje w oknie. Na dworze panowała burza. Świat zniknął za strugami deszczu, które rozbijały swoje krople o parapet wydając przy tym najróżniejsze dźwięki. Był wieczór. Około 20. Mimo ogromnego deszczu ludzie przewijali się przez ulicę skryci pod parasolami, albo kapturami kurtek. Pędzili. Nie wiadomo gdzie. Do pracy? Domu? Na spotkanie? Każdy szedł we własną stronę i w innym celu, który może zaważyć na jego dalszym losie. Nie wiemy, co się stanie w danej sytuacji, dlatego trzeba myśleć na przód.
Justin oparł dłonie o framugę okna, po czym spuścił głowę. Było mu naprawdę ciężko. Zabrakło jednej z najważniejszych osób w jego życiu. Wyciągnął telefon z przedniej kieszeni spodni, po czym wybrał numer do Alison. Po kilku sygnałach usłyszał jej głos.
- Halo?
- Cześć – powiedział niepewnie. Wiedział, że to, co było między nimi już nie wróci. Mimo, że przyprawiła mu tylu smutków, nadal ją kochał i chciał być z nią na zawsze.
- Coś się stało? – Zapytała swoim melodyjnym głosem. Justin przetarł skroń palcami lewej dłoni, po czym wypuścił powietrze z ust.
- Chciałem cię po prostu usłyszeć – rzucił siadając na kanapie w salonie. Uwielbiał słyszeć jej głos. Był inny. Miał w sobie tyle ciepła i troski.
- Wróciłam do Dylana – oznajmiła krótko. W Bieber uderzyła fala gorąca. Nie wiedział, co ma zrobić. W jego głowie kumulowało się milion myśli. Czuł złość i smutek jednocześnie. Nie potrafił wyrazić swoich emocji. Od zawsze miał z tym problem.
- Słucham? – Zapytał unosząc delikatnie głos. Miał wrażenie, że jest to tylko koszmar, który zniknie jak się obudzi i wszystko będzie dobrze.
- To, co usłyszałeś. Kocham go – oznajmiła, po czym w słuchawce pozostał tylko sygnał zerwania połączenia.
Przez śmierć Pattie czuł się podłamany, a teraz odczuł pustkę. Nie ma, dla kogo żyć. Został sam. Miłość jego życia odeszła. Odeszła na zawsze. Ma zaledwie 18 lat, a życie przysporzyło mu tyle trudu. Dlaczego? Był nastolatkiem jak każdy inny. Może tylko czasami przesadzał z używkami. Ale od tego jest młodość. Dlaczego los nie wybrał kogoś innego? Dlaczego nie zostawił go w spokoju? Sześć miliardów ludzi na świecie, a Bóg akurat jemu spieprzył życie. Czuł się z tym fatalnie. Wiedział, że teraz nie ma nikogo, do kogo mógł zwrócić się o pomoc. Został sam. Sam jak palec.
Justin usłyszał dzwonek do drzwi. Niepewnie skierował się w ich stronę, po czym wziął głęboki wdech i otworzył je. W progu stała dziewczyna. Na pierwszy rzut oka nie miała więcej niż 18 lat. Była niska i szczupła. Ciemne loki opadały jej niesfornie na twarz. Ciemne oczy wpatrywały się w niego z ogromną uwagą. W pewniej chwili na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech. Był szczery i w pewnym sensie dodawał otuchy Kanadyjczykowi.
- Cześć – rzuciła niepewnie, po czym wyciągnęła rękę w stronę chłopaka. – Jestem Aleksandra – uśmiechnęła się, co potwierdziło dobre intencje brunetki.
- Witaj, Justin – odwzajemnił gest. Chciał dowiedzieć się, co spowodowało jej wizytę. Oby nie okazała się kolejną osobą, próbującą przekonać ludzi do swojej wiary. – Wejdź – gestem dłoni zaprosił dziewczynę do środka. Gdy przekroczyła próg mieszkania Justin zamknął drzwi, po czym podążył za nieznajomą do salonu.
- Nie wiem jak zacząć – powiedziała spoglądając na bruneta. Na jej twarzy cały czas panował spokojny wyraz oraz uśmiech.
- Najlepiej od początku – mimowolnie uśmiechnął się, po czym usiadła na kanapie. Obok niego przysiadła dziewczyna i splotła dłonie na kolanach.
- Od niedawna mieszkam dokładnie piętro wyżej – spojrzała niepewnie na Justina, po czym kontynuowała wypowiedź. – Pattie, zapewne twoja mama bardzo mi pomogła.
- Czekaj – przerwał jej. – Skąd wiesz, że Pattie, to moja matka? – Zapytał zaskoczony.
- Dużo mi o tobie opowiadała. Pokazywała zdjęcia i albumy – oznajmiła krótko, po czym wróciła do poprzedniej mowy. – Jak mówiłam, bardzo mnie wspierała. Pomogła przy przeprowadzce. Urządziła mieszkanie oraz dawała korepetycji w nauce. Kilka dni temu dowiedziałam się, że jest chora i trafiła do szpitala. I teraz pytanie do ciebie. Co się stało?
Justin wstał, po czym przeszedł się nerwowo po pokoju. Od zawsze wiedział, że Pattie to dobra kobieta i, że jakby mogła, pomogłaby każdemu.
- Umarła dziś rano – powiedział bez zbędnego owijania w bawełnę. To jak zrywanie plastra. Boli, ale tylko chwilę.
Dziewczyna szeroko otworzyła oczy. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Tak wspaniałej osoby nie ma już na tym świecie. Momentalnie zalała się płaczem. Justin nie wiedząc, co zrobić, chwycił paczkę chusteczek leżącą na tym samym stoliku, co notes mamy i podał je dziewczynie. Chwyciła niebieski karton, z którego wyjęła pojedynczą chustkę i otarła łzy.
- To straszne – powiedziała cicho, unosząc wzrok na bruneta. – Radzisz sobie, prawda? – Niemożliwe, jak obca osoba może być przepełniona troską wobec innych.
- Chyba tak – powiedział krótko, po czym usiadł na przeciwległym fotelu. Wbił wzrok w brunetkę. Była piękna. Jej rysy były unikatowe. Można by powiedzieć, że jest specem od kobiet, ale tak pięknej twarzy nie widział nigdy.
Mimo łez w oczach, Aleksandra uśmiechnęła się nieznacznie, po czym wstała z ciemnej kanapy i skierowała się w kierunku drzwi.
- Dziękuje. Muszę iść, przepraszam, że zajęłam ci czas – powiedziała chwytając metalową klamkę. Po raz ostatni przekazała Justin swój uśmiech, po czym otworzyła drzwi.
- Miło było cię poznać – powiedział ze szczerością i zamknął drzwi za dziewczyną. Wydawała się naprawdę miła. Ciekawiła go. To jedno spotkanie spowodowało, że Justin chciał poznać ją bliżej. Chciał dowiedzieć się o niej więcej. Wydawała mu się tajemnicza, a jednocześnie łatwa do przejrzenia. Czuł, że Aleksandra zostanie w jego pamięci na długo.
Po pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk telefonu. Justin pospiesznie wyjął aparat z kieszeni spodni, po czym nacisnął zieloną słuchawkę na ekranie i przyłożył do ucha.
- Cześć Justin – usłyszał głos dziadka. – Co słychać? – Miał wrażenie, że mężczyzna jeszcze nie wie, co wydarzyło się dziś rano.
Podszedł do okna w kuchni. Uchylił je i pozwolił, aby świeże powietrze wypełniło mieszkanie. Duchota, jaka tam panowała była nie do zniesienia.
- Nic takiego, a co słychać u was? – Próbował przyjąć pogodny głos. Najgorsze, co mogło się teraz wydarzyć to mus przekazania dziadkom wiadomości, że Pattie odeszła.
- Załatwialiśmy dzisiaj pogrzeb, ustalono datę na piątek. – Oznajmił prosto z mostu Bruce. Justin był mu wdzięczny, że nie musiał dbać o pogrzeb.
- Dziękuje – oznajmił cicho chłopak. W odpowiedzi usłyszał nie krótkie ma za co oraz kilka słów otuchy. Po chwili mężczyzna się rozłączył.
Miał cudownych dziadków, za co z całego serca dziękował Bogu.
*
W nieremontowanej od lat sypialni Pattie panował mroczny klimat. Ciemne, zasłonięte żaluzje w oknach nie przepuszczały nawet najmniejszego promienia słońca. Był wieczór, tym bardziej nie można było liczyć na naturalne światło. Stonowane kolory na ścianach kontrastowały w ciemnobrązowymi panelami na podłodze. Na środku pomieszczenia stało wielkie, małżeńskie łóżko, a na nim idealnie ułożona pościel i cała masa poduszek w różnych kształtach i rozmiarach. Na ścianie, nad łóżkiem widniał obraz. Przedstawiał on Grecki zachód słońca. Na obrazie dominowały czerwone i pomarańczowe barwy, co pozwalało idealnie wyeksponować widok. Zapach, który unosił się w sypialni był cudowny. Aż niemożliwe, że przez tyle dni może utrzymywać się woń perfumów. Wydawać by się mogło, że w tym miejscu nadal ktoś mieszka. A jednak. Osoba, które spędziła tutaj praktycznie połowę swojego życia odeszła i już nie wróci.
Pod oknem stał czarny fortepian. Mama uwielbiała na nim grać i pragnęła, aby Justin również pokochał. Gdy był mały mógł przesiadywać przy nim godzinami i wygrywać różnie, przypadkowe melodie. Gdy zaczął dorastać upodobania mu się zmieniły i postanowił, że nigdy więcej nie zasiądzie przy tym instrumencie. Jak widać, nie ma silnej woli.
Bieber podszedł do ogromnego przedmiotu, po czym usiadł na stołku. Otworzył wieko i ułożył dłonie na trzech klawiszach na klawiaturze. Zamknął oczy i w pełni oddał się melodii, którą bezwładnie wygrywały jego palce. Kojarzyła mu się ona z mamą. To ona go tego nauczyła. Był jej wdzięczny, że przekazała mu tyle wiedzy i umiejętności, które na pewno przydadzą mu się życiu. Była naprawdę cudowną osobą. Takich to ze świecą w dłoni szukać. Jest ich niewiele. Pattie jest cudowna i zrobiła dużo dla ludzi. Nawet tych, których nie zna i nie zamieniła ani jednego słowa. Uwielbiała pomagać. Czuła wtedy, że jest komuś potrzebna. To sprawiało, że się uśmiecha.
- Dziękuje – wyszeptał Justin po skończonym utworze. Otarł łzę wierzchem dłoni, po czym zamknął wieko i wyszedł z pokoju, wyłączając za sobą światło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz