Jak długo trzeba spadać, żeby dotknąć dna i
uświadomić sobie, że popełniło się tak wiele błędów? Niektóre upadki są tak
silne, że nie da się po nich podnieść. Wymaga to ogromnej determinacji i walki
z własnym sobą. Czy chęć zmienienia siebie wystarczy? Bycie sobą to pojęcie
względne. Człowiek przybiera niezliczone maski, by pokazać się z jak najlepszej
strony i nawet nie zauważa jak tak ostatnia zostaje z nim na zawsze. Czy to, co
czyni jest dobre? W niektórych sytuacjach nie wypada pokazać swojej prawdziwej
twarzy. Bycie sobą jest trudne. Życie nie raz pokaże nam, że lepiej wyjdziemy
na kłamstwie i oszustwach niż na uczciwości. Uczciwi ludzie są na wyginięciu.
- Może pan wejść do matki – melodyjny głos rozniósł
się po pomieszczeniu.
Chłopak uniósł przekrwione oczy na kobietę, po czym
ocierając wilgotne policzki rękawem bluzy skierował się do sali, w której jak
mniemał leżała Pattie. Jego oczom ukazał się widok z jego koszmarów. Sterylny,
biały pokój, jasne światło, niebieskie rolety w oknach, szafka, leki, pełno
leków, kroplówka, aparatury podtrzymujące życie, łóżko, a na nim ciemnowłosa
kobieta, jego matka. Chłopak niepewnie przekroczył próg pomieszczenia i z łzami
w oczach przysiadł na małym krześle stojącym obok metalowego łóżka. Pattie
podłączona była do miliona urządzeń, które na siłę podtrzymywały jej procesy
życiowe.
Jej twarz była blada jak ściany w całym szpitalu.
Spierzchnięte, równie blade usta od dawna nie widziały ani grama wody. Dłonie
zimne jak lód. Justin zaplótł palce w palcach matki. Zacisnął je najmocniej jak
mógł. Miał wrażenie, że z sekundy na sekundę uchodzi z niej życie. Może,
chociaż
w ten sposób zatrzyma je na chwilę.
Ku zdziwieniu poczuł ucisk w dłoni. Przeniósł
zapłakane oczy na twarz matki, na co ta odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem.
Mimo braku sił dała synowi znak, że jest silna, że sprosta temu wszystkiemu,
jednak Justin w to nie uwierzył. Rzucił się brunetce w ramiona, po czym
wybuchnął niepohamowanym płaczem.
- Przepraszam – wydukał. – Tak bardzo przepraszam.
Kobieta pogładziła syna po ciemnych włosach, po
czym pocałowała go delikatnie w policzek.
- Nie masz za co, kochanie. – Próbowała zapewnić
syna, jednak wiedziała, że nie ważne, co by się stało on i tak będzie obwiniał
siebie, mimo, że to nie jego wina. Chłopak powrócił na poprzednie miejsce,
nadal trzymając dłoń Pattie.
Wtem w drzwiach pokoju stanął dobrze znany
Bieberowi chłopak. Na twarzy chłopaka malowało się zdziwienie. Chłopak był dużo
wyższy od towarzyszącej mu kobiety. Miał krótkie, blond włosy i niebieskie oczy,
które znacznie kontrastowały z jego opaloną twarzą.
- Cześć stary. – Chłopak rzucił w kierunku Justina,
po czym podszedł do niego i przytulił.
Bieber był wyraźnie zaskoczony całą tą sytuacją nie
spodziewał się tutaj swojego przyjaciela. Kobieta, która towarzyszyła Ryanowi
również się z nim przywitała, po czym skierowała się ku Pattie, by wręczyć jej
smakołyki, które przyniosła. Butler objął ramieniem przyjaciela i wyszli na
korytarz. Chłopak nadal z ogromnym zdziwieniem wpatrywał się w blondyna.
- Nie spodziewałem się, że odwiedzisz moją matkę w
szpitalu – rzucił wreszcie Justin.
Ryan spuścił wzrok na podłogę, po czym podrapał się
po karku.
- Kto opatrzył moje zdarte kolano jak spadłem z
drzewa w twoim ogrodzie? – Zapytał. Justin chwilę zastanowił się nad
odpowiedzią, po czym dodał, że była to jego matka. – Kto gotował mi obiady,
kiedy moi rodzice byli do późna w pracy? – Ponownie zadał pytanie, a Justin po
raz kolejny odpowiedział to samo. – No właśnie. Więc dlaczego miałbym nie
odwiedzić jej w szpitalu? – Dodał.
Justinowi zrobiło się głupio. To prawda. Pattie traktowała Ryana jak
swojego drugiego syna. Byli jak bracia.
Brunet zajął miejsce na jeden z kanap znajdującej
się w poczekalni na piętrze. Oparł głowę o oparcie, po czym zamknął oczy
pogrążając się w myślach.
- Nawet nie wiesz, jak jest mi trudno – powiedział
ledwo słyszalnym głosem. To, co aktualnie dział się w jego życiu, było żywcem
wzięty z filmów i seriali, jakie Justin oglądał późno w nocy. Wtedy za każdym
razem myślał sobie, że jego takie coś nigdy nie spotka. Przecież ma cudowne
życie i nic mu nie brakuje. Jak widać, życie płata figle. Nigdy nie wiemy, co
przyniesie nam jutro. Może się okazać, że nasze dotychczasowe życie zmieni się
całkowicie przez jeden, niekoniecznie przemyślany incydent.
I co wtedy? Mimo wszelkich przeciwności, trzeba żyć dalej. Dlatego tak
ważne jest, aby żyć chwilą, tym co jest teraz i nie martwić się co stanie się
za jakiś czas, bo nigdy się tego nie dowiemy. Głupio jest żyć w niepewności. Miał
zamknięte oczy, jednak wiedział, jaką minę ma teraz Ryan.
- Wiem stary, wiem.
Do uszu chłopaka dobiegł znajomy mu odgłos kroków.
Zerwał się na równe nogi, po czym wyszedł na korytarz. Jego oczom ukazała się
sylwetka Jeremiego. Ubrany był w czarny, długi płaszcz, ciemne spodnie i
wysokie buty. Zataczał się, co nie wróżyło niczego dobrego. Justin podszedł do
ojca, po czym złapał go pod ramie i szybkim krokiem wyprowadził na inne piętro.
Nie było to łatwe zadanie, ponieważ mężczyzna próbował za wszelką cenę postawić
na swoim i odwiedzić swoją byłą żonę.
- Czego ty tu szukasz? – Zapytał wyraźnie
poirytowany Bieber. W odpowiedzi usłyszał tylko bełkot. – Zrozum człowieku, że
nikt tutaj cie nie chce. Już wystarczająco narozrabiałeś. Nie pogarszaj swojej
sytuacji.
Jeremy otworzył szeroko oczy, po czym zaśmiał się.
- Wiesz, co ty mi możesz zrobić? – Wycedził
mężczyzna. – Możesz mi naskoczyć, frajerze. – Zaśmiał się.
Justinowi puściły nerwy. Obrócił się na pięcie, po
czym odszedł zostawiając pijanego ojca samego na korytarzu. Przy windach minął
się z matką Ryana. Posłała mu ona ciepłe spojrzenie, po czym chwyciła go za
rękę.
- Zajmę się nim, wszystko będzie dobrze – zapewniła
kobieta, po czym odeszła.
Do oczu chłopaka napływały łzy. Nie mógł poradzić
sobie z własnymi emocjami. Został z tym wszystkim sam. Ma 18 lat. Jego matka
została skazana na śmierć w bólach, a ojciec ma go za skończonego idiotę.
Lepszego życia nie mógł sobie wymarzyć.
*
Po pokoju rozniósł się dźwięk telefonu. Alison
zerwała się na równe nogi i ruszyła w poszukiwania aparatu. Przerzucając z
miejsca na miejsce różnie przedmioty i klnąc po nosem wreszcie znalazła
przedmiot, po czym szybko nacisnęła zieloną słuchawkę na wyświetlaczu i przyłożyła
głośnik do ucha.
- Cześć kochanie – usłyszała dobrze znany jej głos,
a na jej twarzy zagościł uśmiech. Wiedziała, kto dzwoni, jednak nie bardzo
miała ochotę z nim rozmawiać.
- No hej – odpowiedziała bez emocji. W słuchawce
poza głosem chłopaka słyszała różne inne odgłosy, dźwięk aparatur, rozmowy
pielęgniarek, lekarzy innych ludzi.
- Co u ciebie słychać?
Alison potarła skroń, po czym wzięła głęboki wdech.
Wiedziała, że to, co przeżywa akurat Justin jest najgorszą rzeczą w jego życiu
i nie życzy tego nawet swoim największym wrogom. Nie chciała go jeszcze
bardziej dobijać.
- Jest dobrze, a u ciebie? – Rozmowa wydawała się sztuczna
i naciągana.
- Tęsknie za tobą, wiesz? – Do jej uszu dobiegł
łamiący się głos chłopaka.
- Tak, ja też –
odpowiedziała. – Przepraszam, ale nie mogę gadać, odezwę się później.
Rzuciła prędko, po
czym rozłączyła się. To było dla niej trudne. Zlustrowała spojrzeniem pokój, a
następnie ułożyła się wygodnie na łóżku.
- Jestem już cała twoja – oznajmiła, po czym
złożyła soczysty pocałunek na ustach Dylana.
*
Noc była czarna, na niebie gościły niezliczone
ilości gwiazd. Jedynym widokiem za ogromnym oknem to był las. Wydawać by się
mogło, że wszystko, co znajduje się poza pomieszczeniem jest tak naprawdę
niczym w porównaniu z tym, co dzieje się tutaj. Co chwila, ratuję się tu komuś
życie lub zdrowie. Lekarze to nie byle, jacy ludzie, wzięci z ulicy. Oni mają w
sobie pasję i kochają to robić.
Z zamyślenia wyrwał go melodyjny, kobiecy głos.
- Justin jest już późno, chodź – usłyszał, po czym
obrócił się na pięcie.
W świetle lamp stała mama Ryana. Ta niska kobieta
była dla niego jak druga matka. Podobnie jak Pattie dla Ryana. Mimo, że również
bardzo przeżywała to, co aktualnie się dzieje, na jej twarzy zawsze gościł
uśmiech. Bieber nie wiedziała jak ona to robi. Sam chciał tak potrafić.
- Nie chce zostawiać jej samej – rzucił, a do jego
oczy po raz kolejny dziś napłynęły łzy. Kobieta ruszyła w jego kierunku i
przytuliła mocno do siebie.
- Jest pod dobrą opieką, wszystko będzie dobrze – Lauren
wyszeptała do ucha brunetowi. Chłopak posłusznie wziął z kanapy kurtkę, po czym
ruszył ku wyjściu. Mijając pokój, w którym leżała Pattie przystanął na chwilę.
Miał świadomość tego, że jak teraz ją opuści, może jej już nigdy nie zobaczyć.
Mimo, że kobieta pogrążona była w śnie, Justin złożył na jej policzku
pocałunek, po czym bez słowa wyszedł. Jakiś czas temu ta kobieta nie znaczyła
dla niego nic. Teraz oddałby za nią życie.
Na dworze był zimno. Wydawało się, że temperatura spadła bliżej zera.
Podczas oddychania z usta chłopaka wydobywała się biała smuga pary. Jesień
zbliżała się wielkimi krokami. Koniec lata, sielanki, wiecznych imprez i
odpoczynku. Czas zabrać się do pracy i wziąć życie w swoje ręce. Szkoda, że Justin
musiał zrobić to już teraz.
W domu Butlerów nie zmieniło się nic od czasu, gdy
Bieber zagościł tam ostatni raz. W drzwiach przywitał ich wesoły Labrador o
imieniu Sparks. Był to naprawdę pocieszny zwierzak. Mimo, że miał już swoje
lata zawsze chciał się bawić. Justin często dokazywał z nim w rodzinnym
ogrodzie i pływał w basenie. Od zawsze marzył o zwierzęciu.
Na kanapie w salonie siedział mężczyzna, ojciec
Ryana. Na widok chłopaka rozpromienił się, po czym podszedł do niego i uścisnął
mu dłoń.
- Witamy ponownie – powiedział zakładając okulary
do czytania na głowę. Chłopak uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie przyjechałem na długo – wycedził. Lubił pana
Butlera, jednak dziś nie miał ochoty na pogawędki z nim. Chciał zasnąć i się
już nigdy nie obudzić.
- Chodź – rzucił Ryan, po czym powędrował w stronę
swojego pokoju. Justin doskonale wiedział gdzie iść. Dotarłby tam nawet z
zamkniętymi oczami. W pokoju chłopaka zaraz koło ogromnego wodnego łóżka
ułożona została wersalka dla gości. Brunet już nie raz na niej spał i wiedział,
że nie jest ona zbyt wygodna. – Wiesz co robić. – Ryan zaśmiał się, po czym
poszedł do łazienki by wziąć prysznic.
Justin zdjął buty, po czym ułożył się wygodnie na
dostawce. Przykrył się po same uszy kołdrą, a następnie pozwolił oddalić się
sobie do Krainy Morfeusza z nadzieją, że koszmar, który teraz przezywa, choć na
chwilę zniknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz