sobota, 27 października 2012

Rozdział dziesiąty


Jak długo trzeba spadać, żeby dotknąć dna i uświadomić sobie, że popełniło się tak wiele błędów? Niektóre upadki są tak silne, że nie da się po nich podnieść. Wymaga to ogromnej determinacji i walki z własnym sobą. Czy chęć zmienienia siebie wystarczy? Bycie sobą to pojęcie względne. Człowiek przybiera niezliczone maski, by pokazać się z jak najlepszej strony i nawet nie zauważa jak tak ostatnia zostaje z nim na zawsze. Czy to, co czyni jest dobre? W niektórych sytuacjach nie wypada pokazać swojej prawdziwej twarzy. Bycie sobą jest trudne. Życie nie raz pokaże nam, że lepiej wyjdziemy na kłamstwie i oszustwach niż na uczciwości. Uczciwi ludzie są na wyginięciu.
- Może pan wejść do matki – melodyjny głos rozniósł się po pomieszczeniu.
Chłopak uniósł przekrwione oczy na kobietę, po czym ocierając wilgotne policzki rękawem bluzy skierował się do sali, w której jak mniemał leżała Pattie. Jego oczom ukazał się widok z jego koszmarów. Sterylny, biały pokój, jasne światło, niebieskie rolety w oknach, szafka, leki, pełno leków, kroplówka, aparatury podtrzymujące życie, łóżko, a na nim ciemnowłosa kobieta, jego matka. Chłopak niepewnie przekroczył próg pomieszczenia i z łzami w oczach przysiadł na małym krześle stojącym obok metalowego łóżka. Pattie podłączona była do miliona urządzeń, które na siłę podtrzymywały jej procesy życiowe.
Jej twarz była blada jak ściany w całym szpitalu. Spierzchnięte, równie blade usta od dawna nie widziały ani grama wody. Dłonie zimne jak lód. Justin zaplótł palce w palcach matki. Zacisnął je najmocniej jak mógł. Miał wrażenie, że z sekundy na sekundę uchodzi z niej życie. Może, chociaż
w ten sposób zatrzyma je na chwilę.
Ku zdziwieniu poczuł ucisk w dłoni. Przeniósł zapłakane oczy na twarz matki, na co ta odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem. Mimo braku sił dała synowi znak, że jest silna, że sprosta temu wszystkiemu, jednak Justin w to nie uwierzył. Rzucił się brunetce w ramiona, po czym wybuchnął niepohamowanym płaczem.
- Przepraszam – wydukał. – Tak bardzo przepraszam.
Kobieta pogładziła syna po ciemnych włosach, po czym pocałowała go delikatnie w policzek.
- Nie masz za co, kochanie. – Próbowała zapewnić syna, jednak wiedziała, że nie ważne, co by się stało on i tak będzie obwiniał siebie, mimo, że to nie jego wina. Chłopak powrócił na poprzednie miejsce, nadal trzymając dłoń Pattie.
Wtem w drzwiach pokoju stanął dobrze znany Bieberowi chłopak. Na twarzy chłopaka malowało się zdziwienie. Chłopak był dużo wyższy od towarzyszącej mu kobiety. Miał krótkie, blond włosy i niebieskie oczy, które znacznie kontrastowały z jego opaloną twarzą.
- Cześć stary. – Chłopak rzucił w kierunku Justina, po czym podszedł do niego i przytulił.
Bieber był wyraźnie zaskoczony całą tą sytuacją nie spodziewał się tutaj swojego przyjaciela. Kobieta, która towarzyszyła Ryanowi również się z nim przywitała, po czym skierowała się ku Pattie, by wręczyć jej smakołyki, które przyniosła. Butler objął ramieniem przyjaciela i wyszli na korytarz. Chłopak nadal z ogromnym zdziwieniem wpatrywał się w blondyna.
- Nie spodziewałem się, że odwiedzisz moją matkę w szpitalu – rzucił wreszcie Justin.
Ryan spuścił wzrok na podłogę, po czym podrapał się po karku.
- Kto opatrzył moje zdarte kolano jak spadłem z drzewa w twoim ogrodzie? – Zapytał. Justin chwilę zastanowił się nad odpowiedzią, po czym dodał, że była to jego matka. – Kto gotował mi obiady, kiedy moi rodzice byli do późna w pracy? – Ponownie zadał pytanie, a Justin po raz kolejny odpowiedział to samo. – No właśnie. Więc dlaczego miałbym nie odwiedzić jej w szpitalu? – Dodał.
Justinowi zrobiło się głupio. To prawda. Pattie traktowała Ryana jak swojego drugiego syna. Byli jak bracia.
Brunet zajął miejsce na jeden z kanap znajdującej się w poczekalni na piętrze. Oparł głowę o oparcie, po czym zamknął oczy pogrążając się w myślach.
- Nawet nie wiesz, jak jest mi trudno – powiedział ledwo słyszalnym głosem. To, co aktualnie dział się w jego życiu, było żywcem wzięty z filmów i seriali, jakie Justin oglądał późno w nocy. Wtedy za każdym razem myślał sobie, że jego takie coś nigdy nie spotka. Przecież ma cudowne życie i nic mu nie brakuje. Jak widać, życie płata figle. Nigdy nie wiemy, co przyniesie nam jutro. Może się okazać, że nasze dotychczasowe życie zmieni się całkowicie przez jeden, niekoniecznie przemyślany incydent.
I co wtedy? Mimo wszelkich przeciwności, trzeba żyć dalej. Dlatego tak ważne jest, aby żyć chwilą, tym co jest teraz i nie martwić się co stanie się za jakiś czas, bo nigdy się tego nie dowiemy. Głupio jest żyć w niepewności. Miał zamknięte oczy, jednak wiedział, jaką minę ma teraz Ryan.
- Wiem stary, wiem.
Do uszu chłopaka dobiegł znajomy mu odgłos kroków. Zerwał się na równe nogi, po czym wyszedł na korytarz. Jego oczom ukazała się sylwetka Jeremiego. Ubrany był w czarny, długi płaszcz, ciemne spodnie i wysokie buty. Zataczał się, co nie wróżyło niczego dobrego. Justin podszedł do ojca, po czym złapał go pod ramie i szybkim krokiem wyprowadził na inne piętro. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ mężczyzna próbował za wszelką cenę postawić na swoim i odwiedzić swoją byłą żonę.
- Czego ty tu szukasz? – Zapytał wyraźnie poirytowany Bieber. W odpowiedzi usłyszał tylko bełkot. – Zrozum człowieku, że nikt tutaj cie nie chce. Już wystarczająco narozrabiałeś. Nie pogarszaj swojej sytuacji.
Jeremy otworzył szeroko oczy, po czym zaśmiał się.
- Wiesz, co ty mi możesz zrobić? – Wycedził mężczyzna. – Możesz mi naskoczyć, frajerze. – Zaśmiał się.
Justinowi puściły nerwy. Obrócił się na pięcie, po czym odszedł zostawiając pijanego ojca samego na korytarzu. Przy windach minął się z matką Ryana. Posłała mu ona ciepłe spojrzenie, po czym chwyciła go za rękę.
- Zajmę się nim, wszystko będzie dobrze – zapewniła kobieta, po czym odeszła.
Do oczu chłopaka napływały łzy. Nie mógł poradzić sobie z własnymi emocjami. Został z tym wszystkim sam. Ma 18 lat. Jego matka została skazana na śmierć w bólach, a ojciec ma go za skończonego idiotę. Lepszego życia nie mógł sobie wymarzyć.
*
Po pokoju rozniósł się dźwięk telefonu. Alison zerwała się na równe nogi i ruszyła w poszukiwania aparatu. Przerzucając z miejsca na miejsce różnie przedmioty i klnąc po nosem wreszcie znalazła przedmiot, po czym szybko nacisnęła zieloną słuchawkę na wyświetlaczu i przyłożyła głośnik do ucha.
- Cześć kochanie – usłyszała dobrze znany jej głos, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Wiedziała, kto dzwoni, jednak nie bardzo miała ochotę z nim rozmawiać.
- No hej – odpowiedziała bez emocji. W słuchawce poza głosem chłopaka słyszała różne inne odgłosy, dźwięk aparatur, rozmowy pielęgniarek, lekarzy innych ludzi.
- Co u ciebie słychać?
Alison potarła skroń, po czym wzięła głęboki wdech. Wiedziała, że to, co przeżywa akurat Justin jest najgorszą rzeczą w jego życiu i nie życzy tego nawet swoim największym wrogom. Nie chciała go jeszcze bardziej dobijać.
- Jest dobrze, a u ciebie? – Rozmowa wydawała się sztuczna i naciągana.
- Tęsknie za tobą, wiesz? – Do jej uszu dobiegł łamiący się głos chłopaka.
- Tak, ja też – odpowiedziała. – Przepraszam, ale nie mogę gadać, odezwę się później.
Rzuciła prędko, po czym rozłączyła się. To było dla niej trudne. Zlustrowała spojrzeniem pokój, a następnie ułożyła się wygodnie na łóżku.
- Jestem już cała twoja – oznajmiła, po czym złożyła soczysty pocałunek na ustach Dylana.
*
Noc była czarna, na niebie gościły niezliczone ilości gwiazd. Jedynym widokiem za ogromnym oknem to był las. Wydawać by się mogło, że wszystko, co znajduje się poza pomieszczeniem jest tak naprawdę niczym w porównaniu z tym, co dzieje się tutaj. Co chwila, ratuję się tu komuś życie lub zdrowie. Lekarze to nie byle, jacy ludzie, wzięci z ulicy. Oni mają w sobie pasję i kochają to robić.
Z zamyślenia wyrwał go melodyjny, kobiecy głos.
- Justin jest już późno, chodź – usłyszał, po czym obrócił się na pięcie.
W świetle lamp stała mama Ryana. Ta niska kobieta była dla niego jak druga matka. Podobnie jak Pattie dla Ryana. Mimo, że również bardzo przeżywała to, co aktualnie się dzieje, na jej twarzy zawsze gościł uśmiech. Bieber nie wiedziała jak ona to robi. Sam chciał tak potrafić.
- Nie chce zostawiać jej samej – rzucił, a do jego oczy po raz kolejny dziś napłynęły łzy. Kobieta ruszyła w jego kierunku i przytuliła mocno do siebie.
- Jest pod dobrą opieką, wszystko będzie dobrze – Lauren wyszeptała do ucha brunetowi. Chłopak posłusznie wziął z kanapy kurtkę, po czym ruszył ku wyjściu. Mijając pokój, w którym leżała Pattie przystanął na chwilę. Miał świadomość tego, że jak teraz ją opuści, może jej już nigdy nie zobaczyć. Mimo, że kobieta pogrążona była w śnie, Justin złożył na jej policzku pocałunek, po czym bez słowa wyszedł. Jakiś czas temu ta kobieta nie znaczyła dla niego nic. Teraz oddałby za nią życie.
Na dworze był zimno. Wydawało się, że temperatura spadła bliżej zera. Podczas oddychania z usta chłopaka wydobywała się biała smuga pary. Jesień zbliżała się wielkimi krokami. Koniec lata, sielanki, wiecznych imprez i odpoczynku. Czas zabrać się do pracy i wziąć życie w swoje ręce. Szkoda, że Justin musiał zrobić to już teraz.
W domu Butlerów nie zmieniło się nic od czasu, gdy Bieber zagościł tam ostatni raz. W drzwiach przywitał ich wesoły Labrador o imieniu Sparks. Był to naprawdę pocieszny zwierzak. Mimo, że miał już swoje lata zawsze chciał się bawić. Justin często dokazywał z nim w rodzinnym ogrodzie i pływał w basenie. Od zawsze marzył o zwierzęciu.
Na kanapie w salonie siedział mężczyzna, ojciec Ryana. Na widok chłopaka rozpromienił się, po czym podszedł do niego i uścisnął mu dłoń.
- Witamy ponownie – powiedział zakładając okulary do czytania na głowę. Chłopak uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie przyjechałem na długo – wycedził. Lubił pana Butlera, jednak dziś nie miał ochoty na pogawędki z nim. Chciał zasnąć i się już nigdy nie obudzić.
- Chodź – rzucił Ryan, po czym powędrował w stronę swojego pokoju. Justin doskonale wiedział gdzie iść. Dotarłby tam nawet z zamkniętymi oczami. W pokoju chłopaka zaraz koło ogromnego wodnego łóżka ułożona została wersalka dla gości. Brunet już nie raz na niej spał i wiedział, że nie jest ona zbyt wygodna. – Wiesz co robić. – Ryan zaśmiał się, po czym poszedł do łazienki by wziąć prysznic.
Justin zdjął buty, po czym ułożył się wygodnie na dostawce. Przykrył się po same uszy kołdrą, a następnie pozwolił oddalić się sobie do Krainy Morfeusza z nadzieją, że koszmar, który teraz przezywa, choć na chwilę zniknie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz